Adekwatnie do pory

Kończą się wakacje, wchodzimy w codzienny schemat, zaczynają systematycznie działać poszczególne trybki fundacyjne. Jednak zanim Renata zacznie odbierać zaproszenia na zajęcia edukacyjne, zanim zaczną zapełniać się kalendarze, chcę opowiedzieć o spotkaniu, które jakoś w maju miało miejsce w Warszawie z młodzieżą pewnego Gimnazjum.

Nie byłoby w tym nic wyjątkowego, bowiem wiadomym jest, że kocia edukacja od początku wpisana jest jako jedno z wiodących działań statutowych, gdyby nie fakt, że inicjatorką i główną koordynatorką była dziewczyna, która poprzez babkę od lat związana jest z Fundacją.
Każda wolontariuszka jest łącznikiem między rodziną a Fundacją, sytuacja wynikająca naturalnie powodowana naszym codziennym życiem.

Ferie.
Tradycyjnie Natalka przybyła do Łodzi. Byłyśmy na zakupach, szukałyśmy ostatnich elementów dekoracyjnych na zbliżającą się Galę.
– Czy przeprowadzasz ciociu edukację wyłącznie w Łodzi?
– Nie, bywałyśmy przecież w Szadku, Piotrkowie kiedy działały Filie.
– A byłaś kiedyś w Warszawie?
– Nie, bo nikt mnie nie zaprosił.
Popatrzyła tajemniczo, uśmiechając się do swoich myśli.

Kilka tygodni później Bożena zadzwoniła zaaferowana:
– Czy ty wiesz co Nata wymyśliła? Organizuje w szkole spotkanie z Kocią Mamą i pyta czy może pani przekazać twój numer telefonu. Jak działamy? Tradycyjną drogą do Reni czy tym razem inny schemat?

Kiedy Bożena biadoliła, ja szybko analizowałam:  Warszawa czyli zabranie kotów odpada, taki wyjazd to mała wyprawa…
– Przestań się martwić, to już duża, kumata panna, nie porywa się z motyką na słońce, daj jej szansę na samodzielność… Podaj proszę telefon do mnie, będę koordynować.

W ramach przygotowania zajęć wymieniłyśmy kontaktowe e- maile oraz odbyły się tylko dwie rozmowy na linii szkoła – fundacja: pierwsza wprowadzająca, określająca sens i ideę zajęć oraz kwestie porządkowo- logistyczne, druga, gdy przekładałam termin ze względu na pobyt w szpitalu.

W połowie maja zaczęły się fundacyjne podchody.
– Jak się czujesz? Może Cię zastąpię? Trzymasz dietę? – sondowała Renata.
– Spokojnie, wracam do formy.

– Robiłaś badania kontrolne? Jak Twoje serce? Wiesz, trochę boję się z Tobą jechać… – dopytywała Bożena.
– Nie wymyślaj – furczałam – Już mi starczy codziennego monitoringu Renaty i Marty, czuję się jak dziecko pod kloszem.

Miła była ich troska, tylko miałam świadomość, że to spotkanie będzie wyjątkowe z kilku względów i dlatego nie ujmując kompetencji i wiedzy Reni, wiedziałam, że tym razem nikt mnie nie może zastąpić, niepolityczne było też przekładanie na wrzesień.

Na trudność tych zajęć wpływ miało kilka czynników: po pierwsze stolica, po drugie młodzież -ostatnie klasy szkoły podstawowej czyli wiek, w którym podważa się wszelkie autorytety i szuka własnej drogi, dodatkowo brak kotów, których obecność ma zdecydowany wpływ na budowanie pozytywnej atmosfery.

Dwie godziny zajęć zdecydowałam się poprowadzić sama. Nie chciałam angażować w ten wyjazd więcej wolontariuszek.

Całą drogę czułam niepewność Bożeny, była skupiona, skoncentrowana, wyciszona, dziwna cisza zaległa w aucie, co było sytuacją kompletnie niecodzienną.

– Cokolwiek się zdarzy, nie komentujesz! Kamienna twarz, żadnych reakcji, bez względu na sytuację! –  popatrzyłam na nią uważnie – Zaufaj mi!
Potulnie jak małe dziecko skinęła głową. Wiedziałam jakie rozterki nią szarpią, rozumiałam je.

„Chyba się dziś umówiły” pomyślałam widząc zawiedzioną minę Natalki.
– Ciociu… Oni czekają na koty…
– Dasz mi buziaka czy będziesz stękać? Nie panikuj będzie dobrze!

Zaczęłam tradycyjnie:
– Witam serdecznie, nazywam się Iza Milińska i jestem szefową Fundacji Kocia Mama, dziękuję za zaproszenie, miło mi być tutaj z Wami. Dziś ze mną pracować będzie rodzinny duet Natalka- Bożenka. Myślę, że nie muszę wyjaśniać dlaczego nie przybyły koty, one nie znoszą podróżować, dlatego dziś zajęcia będą odrobinę inne, porozmawiamy o wolontariacie, o stylu naszej pracy, o priorytetach, o formach wsparcia, zatem poruszę kwestie poważniejsze. Śmiesznie by było gdybym opowiadała jak przedszkolakom co jedzą koty, dlaczego należy je kastrować i w jakim celu zakładamy wychodzącym obróżki. W zamian opowiem o misji najważniejszej czyli o kotach kalekich i ludziach, którzy decydują się na ich adopcję.

Efekt.
Nie wiem kiedy minęły dwie godziny zajęć, prowadziłam je płynnie doliczając też przerwy, kawę piłam w międzyczasie.  Młodzież się zmieniała, łapałam oddech i kontynuowałam wykład, który nie był monologiem. Już po pierwszym kwadransie, po reakcji kolegów, odprężyła się Natalka, Bożenę emocje opuściły kiedy dołączyły dorosłe osoby pracujące w szkole, zajrzała niby na moment pani woźna, mająca okienko nauczycielka, bo usłyszała na przewie, że siódma klasa gości fajne panie.

Było szalenie miło, sympatycznie, spontanicznie, lody pękły gdy oznajmiłam po powitaniu „Oczekuję od Was pytań trudnych, mogą być nawet dziwne i kłopotliwe, jestem do waszej dyspozycji. Obiecuję, nawet jeśli uda wam się mnie zaskoczyć tematem pytania, odpowiem zgodnie z wiedzą i przekonaniem”.

Przesłanie
Opowieść o zajęciach przygotowanych w sumie wyłącznie przez Natalkę dedykuję przede wszystkim tym, którzy w nachodzącym sezonie edukacyjnym będą komunikować się odnośnie kocich spotkań.

Miejcie proszę świadomość, iż solidną zbiórkę karmy, loterię fantową na rzecz moich kociaków, całą logistyką spotkania prowadziła 13 letnia dziewczynka! Wszystkie elementy składające się na udane spotkanie pilotowała sama, zrobiła z koleżankami plakat o zbiórce karmy, zadbała o miłą atmosferę przygotowując słodkości i napoje, powitała nas przyjmując rolę gospodarza, otoczyła opieką byśmy nie błąkały się po szkole.

Społeczność szkoły.
Czy możemy liczyć na ponowną wizytę?
Czy możemy włączyć się w e-wolontariat?
Szkoda, że Kocia Mama nie działa w Warszawie!
Natalia promieniała, wszyscy jej zazdrościli już nie tylko babci ale i ciotki.

Na pożegnanie rzuciłam swoim zwyczajem:
– A było się boczyć, że nie zabrałam kotów? Czy byłabym dla Was wiarygodna, gdybym poszła na skróty i mimo świadomości jaki dyskomfort im funduję przywiozła je?

Teraz mądrzejsi o dwie godziny bycia ze mną, lekko zawstydzeni przyznali mi rację.
Kocham koty, dlatego założyłam Kocią Mamę. Szacunek, miłość i opieka nie są autentyczne jeśli za pięknym słowem brakuje właściwego zachowania. To taka mała lekcja przy okazji dzisiejszego spotkania!

O e-wolontariacie porozmawiamy po wakacjach, teraz najważniejszym zadaniem są dobre wyniki końcowe, potem korzystajcie z wakacyjnego luzu, pracować zaczniemy od września!
Do zobaczenia!!!