Atrakcji ze Schedką ciąg dalszy

Takie koty jak Scheda mają szalone szczęście kiedy po pierwsze trafiają do Kociej Mamy, a na domiar ich Domem Tymczasowym staje się przestrzeń istoty pokroju Eli, Maryli czy którejś z Iz.
To, że u nas łatwo się działa w trybie opiekunki kociej, wiedzą wszyscy. Na głowie stajemy obie z Iwonką, by koty były dobrze zaopiekowane. Oprócz uważnego monitorowania podopiecznych i sporadycznego udziału w zajęciach edukacyjnych, wolontariuszki nie mają innych zadań. Nie wyobrażam sobie, by można było skutecznie i sumiennie działać na kilku płaszczyznach jednocześnie.

Z doświadczenia lat przepracowanych w wolontariacie, wiem, że jedną miotłą nie można posprzątać solidnie wielu przestrzeni. Tylko skupienie się na określonym zadaniu przynosi pozytywne efekty. Nikt, kto stara się łapać kilka srok za ogon nie podoła na dłuższą metę wykonywać zadań na poziomie przynajmniej dostatecznym. Z tego też powodu, żebym mogła spokojnie realizować podjęte cele staram się, by każda wolontariuszka była przyporządkowana do jednego, przez siebie wybranego zespołu, w którym się z satysfakcją realizuje.

Tylko praca w miłej, spokojnej atmosferze, według najlepszego dla siebie trybu, finalnie przekłada się na efektywną pracę. Wolontariat to mimo wszystko szalona odpowiedzialność nie zabawa znudzonych monotonią codziennego życia osób. W przypadku kiedy mamy do czynienia z pracą z żywym stworzeniem, to jeszcze większe obciążenie emocjonalne, trwoga by nie przeoczyć żadnego niepokojącego nas zachowania pupila, odmiennego od dotąd typowego.
Powierzenie Eli opieki nad Schedą było takim samym strzałem w dziesiątkę jak kilka lat temu Izie przekazałam opiekę nad Marylką, kotką przywiezioną z Tarnowskich Gór z dziećmi z poturbowaną po porodzie szczęką. Fundacja uratowała i Matkę i dzieci! Maryla dokładnie tak jak obecnie Schedka non stop fundowała nam atrakcje!

Kiedy po porzuceniu na gwarnej, hałaśliwej ulicy Scheda odnalazła spokój w domu Eli, reakcją uboczną, wypadkową stresu była prawie śmiertelna depresja. Pamiętamy walkę lekarzy tworzących zespół Amicusa z jaką determinacją toczyli bój, by przywrócić Schedce wolę życia.
Kiedy po długich tygodniach terapii wreszcie udało się sprawić, by kotka zaczęła w miarę normalnie funkcjonować, Ela zauważyła, że dziwnie zaczyna oceniać odległość i coś ją niepokoi jak się porusza, jakby nie do końca miała przejrzyste pole widzenia. Na to jedna tylko była rada, konsultacja u kociego okulisty!
Dawno minęły czasy, kiedy konsultacje specjalistyczne były zarezerwowane wyłącznie dla kotów właścicielskich. Kondycja finansowa Fundacji, ale i społeczna postawa właścicieli niektórych klinik powoduje, że i koty środowiskowe mają możliwość skorzystać ze specjalistycznych, pomagających w diagnostyce wizyt.
Kiedy po raz pierwszy opowiadałam Państwu o Schedce, dzieliłam się sugestią, że jest to raczej niechciany spadek, ktoś pięknie mi skomentował, że Schedę przyjmuje się z godnością i wpłacił solidny datek! Tak, Fundacja przyjęła to, co ktoś inny odrzucił! Skoro powiedziałam A dalej brnę i mówię Ą, B …

Intuicja mnie po raz któryś nie zawiodła! Każdy oglądający Ją lekarz zgodnie wiek potwierdza, dolną granicę zaczynając od siedmiu lat z małym wąsem, kończąc na ponad dziesięciu!
W tym wieku każdy kot ma prawo się delikatnie „psuć”. Wygrałyśmy z depresją i to jest niesamowity cud, ale nie możemy mieć za złe schorzeń typowych dla wieku kotki. Obawy Eli niestety się sprawdziły, kotka ma zmiany adekwatnie do swoich lat, czyli wywołane sklerozą soczewki i za suche łzy. Przebadałyśmy Ją dokładnie: morfologia i biochemia nie budzą zastrzeżeń, kał też, ale mamy świadomość, że z wiekiem kondycja oczu będzie się niestety pogarszać.

Czy i kiedy postanowimy coś w temacie adopcji, czas pokaże, teraz aktywujemy kolejną na kicię aukcję, bo nie czarujmy, koszty związane z zaopatrzeniem Schedki nadal są dość duże.