Dzień Dziecka z Kiwajką czyli pierwsza kocio-kolejarska impreza

Kolejna opowieść o tym, jak to koty modelują nasze życie. Tym razem nie o magii będzie, nie o artystach, ani malarzach, choć trzymając się faktów, w tej znajomości właśnie artysta maczał palce.

Poznaliśmy się czas jakiś temu, podczas jednego z owianych sławą spotkań, które odbywały się swego czasu cyklicznie w pewnej kamienicy przy ulicy Piotrkowskiej, a nosiły nazwę Piątków w Grupie Neo.

Gospodarzami byli Maja i Wojtek, a Gośćmi ich znajomi, przyjaciele, znajomi znajomych i idąc według tego klucza przyjaciele przyjaciół. Mianownik wszystkich Gości był jeden: każdy, ale to każdy zaglądający tam człowiek był naznaczonym dość szczególnym piętnem, był pasjonatem, a przy tym fantastą, marzycielem, człowiekiem z odrobiny innej bajki, który mimo iż bardzo chce być układny i przykładny, to jednak mimo woli non stop przenosi się w obłoki. Towarzystwo było znakomite: malarze, graficy, pisarze, poeci ale i fani muzyczni, zbieracze starych monet, miłośnicy aut i rozmaici kolekcjonerzy.
W tym wszystkim ja i Kocia Mama.

Koty. Mało kto ich nie kocha. A gdyby i nawet, to za moją sprawą dość szybko i ten fakt się zmienia. Kiedy w rozmowie padało słowo „KOT” automatycznie Wojtek krzyczał: „Kochani jest tu z nami mega szalona kociara, kocha wszystkie koty, a najbardziej te stare, kalekie i chore, mam od niej ich kilka, wszystkie nabyte oczywiście w majestacie obowiązującego w Fundacji prawa, na umowę i te rzeczy” tu robił wymowną pauzę i z rozbrajającym uśmiechem dodawał: „Nawet dla przyjaciół nie robi wyjątku, ta kobieta nie znosi żadnego kumoterstwa.”

Oczywiście kto miał przyjemność być na spotkaniu pierwszy raz, nie bardzo wiedział, jak ma na tę informację zareagować, a znając Wojtusiową skłonność do żartów, zachowywał lekką ostrożność.  Cóż, mam świadomość, że nie kojarzę się przecież typowo branżowo kocio, więc by przekonać niedowiarków, Wojtek ostatecznie rozwiewał wątpliwości mówiąc: „Tak kocha koty, iż nosi je non stop na sobie!” Zdziwienie rosło, więc jak mistrz ceremonii, zadowolony z efektu, kończył po dramatycznej pauzie wywód mówiąc: „Iza, pokaż tatuaż!”

Pewnego piątku poznałam Pawła.
Pasjonaci szybko łapią wspólny język, dogadują się błyskawicznie, wręcz skrótami, bowiem wszyscy mamy tę samą trudność w życiu, napotykamy na mur zdziwienia, braku zrozumienia, postrzegani jako ludzie gorszej, niezrozumiałej kategorii, którzy żyją, działają nie tylko dla pieniędzy, gorzej, własne prywatne pieniądze na dziwne fanaberie trwonią.

Typowy człowiek nie kradnie czasu przeznaczonego dla rodziny, typowy człowiek nie wyrzuca pieniędzy na mrzonki. Poprawni, czytelni chodzą do pracy, są wpasowani w normy, które rozumieją przeciętni.

Z nami, pasjonatami jest podobnie. Żyjemy w w dwóch wymiarach: na pozór normalni, ale kiedy mamy tylko moment dla siebie, ja łapię klatkę łapkę albo oswajam dzikie, a Paweł leci na tory porządkując fragment kolejki wąskotorowej albo naprawia starą drezynę.

Sympatia, zrozumienie, podziw dla pasji i tak nawiązała się między nami fajna relacja.
Kiedy w życiu Pawła nastąpiły dość ważne zmiany, dojrzał do posiadania kota, ale tacy ludzie nie robią nic na pół gwizdka. Zaadoptował z Fundacji trzy! Wszystkie czarne, magiczne, wiadomo na szczęście. Wszystkie z tej samej interwencji 27 czarnych zabranych z Aleksandrowa.

Kropkę nad i w naszej znajomości była uprzejma postawić jego żona. Karolina jest wolontariuszką w dwóch organizacjach Stowarzyszeniu Krośniewickiej Kolei Wąskotorowej i oczywiście w Kociej Mamie.

Myślę, że dalsze wyjaśnienia są zbędne dlaczego tym razem Kocia Mama pojawiła się w Ozorkowie, by wraz z kolejarzami świętować Dzień Dziecka. Karolina zadbała, by poznać ze sobą bliskie jej sercu organizacje.

To był dobry, udany dzień.
Organizacyjnie, logistycznie, porządkowo oraz pod względem atrakcyjności przygotowanego programu impreza moim skromnym zdaniem kociary przygotowana została na 5! Było miło, szalenie spontanicznie, bezpośrednio, bez żadnych zbędnych ceregieli czy też sztywnych form towarzyskich.

Zamierzeniem było skrzyknięcie fanów kolejek, każdych i osiągnięto ten cel. Z radością patrzyłam na odwiedzające naszą loterię fantową kolejarskie rodziny: wnukowie w dziadkowych czapkach, ojcowie objaśniający działanie drezyny, z widoczną pasją ale i miłością stłoczeni w kolejce czekając na swój przejazd.

Patrzyłam na zaproszonych: jakaś firma ubezpieczeniowa, straż pożarna, policja, kolejarze, ratownicy medyczni i w tym wszystkim my, kociary. Kilka rozdanych w prezencie kalendarzy, kilka ulotek o Fundacji, zaproszeń na edukację, pomalowane kilka buziaków i już jesteśmy częścią ich społeczności.

Takich jak my, prawdziwych pasjonatów, łączy nie tylko oddanie sprawie, ale szalona bezpośredniość w komunikacji. Zresztą my, dziewczyny z Kociej Mamy, jak te koty, jesteśmy szalenie elastyczne, a aklimatyzację i asymilację społeczną opracowaną mamy do perfekcji, bardzo trzeba się postarać, żeby nas do siebie zrazić.

Tego dnia panował nieznośny upał, wręcz duchota zwiastująca nadchodzącą burzę. A jednak było pięknie. Dzieciaki pomalowane w koty okupowały kiwajkę, biegały między strażackim a policyjnym autem, z buziami pełnymi cukierków, których nikt im nie wydzielał,w końcu miały swoje święto.

Rozmowy oczywiście toczyły się adekwatnie do przybyłych, mieszały się kolejarskie i kocie opowieści. Było inaczej, może dlatego, że nie towarzyszył nam szum wielkiego miasta, a może dlatego, że w Ozorkowie życie płynie odrobinę wolniej, a może dlatego, że wszyscy bardzo pracowali nad całą imprezą, by każdy Gość czuł się tym szczególnym i najważniejszym.

Ogromne podziękowanie dla prezesa i jego ekipy przede wszystkim za wyjątkową atmosferę, za troskę, za bycie w dosłownie i w przenośni w tysiącu miejscach jednocześnie. Za każdy uśmiech, za miły gest, za bezinteresowną serdeczność.

Mam nadzieję, że za rok spotkamy się w jeszcze większym składzie, bowiem takie imprezy warto powielać nie dla siebie, a dla tych rosnących naszych kochanych pociech. Kto jak nie tata, dziadek czy wujek przekaże i nauczy ich miłość do tradycyjnej odchodzącej w przeszłość kolejki wąskotorowej?

Paweł, Karolina jestem pod wrażeniem i pasji i oddania i zaangażowania!
Ile będę mogła tyle będę Was wspierać, słowo Kociej Mamy! Powodzenia!