Intencje i zachowania

Nakrętki od zawsze zbieramy z przeznaczeniem pomocy ludziom i dzieciom kalekim. Od początku najważniejszym przesłaniem tej akcji jest intencja wsparcia rodziny w zgromadzeniu funduszu na zakup protezy, wózka inwalidzkiego, opłacenie kosztownej operacji, łóżka albo turnusu rehabilitacyjnego. Nie pamiętam już kiedy wpadłam na pomysł kampanii, w wyniku której gromadzimy nakrętki, ważne jest, że idea chwyciła i wszyscy związani z Fundacją, znając cel i przeznaczenie, zbierają sumiennie.

Czasem sami podrzucają worki z korkami do siedziby, czasem proszą o odbiór osobisty, wtedy generalnie przekazują kontakt zainteresowanym, którym aktualnie pomagamy, tak jest sprawniej, a my nie dokładamy sobie dodatkowych zajęć.
Nie prowadzę rejestru telefonów osób kontaktujących się ze mną. Powód prozaiczny, nie pomieściły by ich obie karty sim telefonów, z których korzystam.
Te dla mnie najważniejsze mam rzecz oczywista zapisane w notesie, inne kojarzą mi się wizualnie i taki stan bardzo mi odpowiada.
Czas pandemii wyostrza ludzkie zachowania i reakcje. Nie każdy umie zachować się godnie w sytuacji, która nagle na nas spadła.

Kocia Mama stara się mimo ograniczeń normalnie działać i jak dotąd świetnie nam się to udaje. Ewidentnie w czasie coronovirusa doszło mi zajęć mimo, iż odeszła aktywność związana z edukacją. Nadal karmiciele łapią koty na zabiegi lub leczenie, nadal przekazują maleńkie niesamodzielne do karmienia. Przybywają po budy, przynoszą fanty na bazarek, odbierają zakupione rzeczy. Codziennie od 17 do 20 biegam jak opętana po terenie wydając, przyjmując, ucząc obsługi klatki łapki, wypożyczając kennele i kontenery. Czuję doskonale wielkość organizacji, którą zbudowałam! Tak jest przez 6 dni w tygodniu! Od sobotniego wieczora staram się nie odbierać telefonów czy czytać sms, bowiem muszę mieć czas by odpocząć. Żadna Fundacja ani Towarzystwo nie pracuje w święta i niedziele. Więcej powiem, karmiciele skarżą się, że kontakt jest z nimi niemożliwy bądź wręcz utrudniony. Przykład ostatniego tygodnia. Dokładnie w ubiegły piątek otrzymałam telefon z prośbą o przyjęcie kota. Zapytałam o rejon Polski. Tak, tak, nie pomyliłam się, bowiem ostatnio przyjęłam kocią rodzinę z Puszczy Piskiej, drugą z Płocka!

Pani z wielką obawą o moją reakcję powiedziała: Rzeczyca!
Podałam kilka działających lokalnie organizacji, bardzo są aktywne w internecie, na forach, dość mocno zabiegają o finansową pomoc.
Kobieta w wieku, w którym nie każdy jest fanem internetu i umie sprawnie w nim buszować, ale wszystkie wskazówki skrzętnie zapisała i liczyła w tej kwestii na pomoc młodszej części rodziny. Rozstałyśmy się z umową, że jeśli nikt kota nie zabezpieczy Pani dowiezie go do Łodzi. Cóż jeden mniej, jeden więcej…
Minął tydzień!
Pani Izo, niestety nie udało mi się z nikim skontaktować, telefony milczą, nie odpisują na e-maile!
Że mnie to nie dziwi- wypaliłam wściekła! Ale o kasę to się jojczy i żebrze!
Kotek przyjechał wczoraj, do puszki Kobieta wrzuciła symboliczny datek.
Aga zabrała go po obróbce weterynaryjnej na dom tymczasowy. Sprawnie, jak po sznurku! Można? Można!

Zaczęłam od korków, kampanii na rzecz niepełnosprawnych i chorych ludzi, a opowiadam o bezdomnych kotach, choć oba wątki są różne, ale mają wspólny cel: pomocowy!
Informuję wszystkich, którzy decydują się przekazać nakrętki, nie oczekujcie w zamian, że w rewanżu wydam kocie jedzenie! Ostatnio spotkałam się z oskarżeniem, atakiem, wręcz pomówieniem, że zebrane korki przeznaczam na fundacyjne koty! Zaprzeczam podobnym insynuacjom! Nigdy dotąd tak się nie stało i nie mam zamiaru dopuścić do precedensu. Na koty, które ściągam z całej Polski w inny sposób zbieram pieniądze! Nigdy Fundacja Kocia Mama nie prowadziła kampanii ani akcji z innym przeznaczeniem zebranych zasobów niż dokładnie takim, jakie były w nich opisane.

Proszę o nieskładanie mi wizyt, podczas których jestem zaskakiwana oczekiwaniem, roszczeniem, narażona na kłopotliwą żądaniem sytuację. Nigdy dotąd nie zajmowałam się masowym wydawaniem karmy karmicielom, nie mam także tej aktywności wpisanej w Statut. Oczekuję, że praca społeczna, którą wykonuję finalnie polepszy los kotów poprzez edukację, zabiegi, świadomą adopcję. Nie ulegnę presji otoczenia, nie ugnę się pod dziwnymi oczekiwaniami ani żądaniami, które uważam za chybione.

Przygnębiający jest fakt , że opiekunowie kotów, którzy dotąd korzystali z wsparcia przy leczeniu, zabiegach, adopcji nagle nie rozumieją, z jakimi trudnościami borykam się z powodu pandemii. Mam świadomość, że mniej komfortowo obecnie się funkcjonuje, ale atak personalny ani obraźliwe słowa nie rokują w moim przypadku żadnym dialogiem. Dyskutować w szukaniu rozwiązania mogę tylko z osobami, które nie uciekają się do szantażu i zachowują kulturę wypowiedzi.

Przykra to była wizyta, bo akurat obecnie zbieramy korki dla małego Marcelka, który po operacji serca musi odbyć kilka bardzo kosztownych turnusów rehabilitacyjnych.