Kocia dziupla

Słowo „ dziupla” kojarzy nam się jednoznacznie z dobrze ukrytym przed ludzkim okiem fantem. Zaczerpnięte zostało z zachowania naszych braci mniejszych przez jego dowcipnych obserwatorów. Nieważne, czy mieli oni na myśli chomiki, szczury, czy też przepiękne wiewiórki. Termin dotyczy sytuacyjnego zachowania, kiedy to bystre zwierzę stara się swoje zbiory ukryć tak dobrze, by nikt inny ze zgromadzonych zapasów nie skorzystał.
Ja w tym roku także skorzystałam z pomocy dziupli, ale dotyczyło to, jak zwykle w moim przypadku, przyjętych do Fundacji kotów.

Lato, wakacje, czas wyjazdów, to od zawsze pora, kiedy na pełnych obrotach funkcjonują domy tymczasowe. Tak oczywiście było i w tym roku. Znowu mam maleńki wyrzut sumienia, że kilka wolontariuszek świadomie zrezygnowało ze swego prawa do odpoczynku. To szalenie miłe zachowanie, bardzo odpowiedzialne, ale i niezwykle dojrzałe emocjonalnie. Mało ludzi stać na podobną decyzję, mało kto aż tak bardzo kocha koty i dba o ciągłość ich ratowania, by zdecydować się na taki krok. Przykładem jest Aneta, która miała pod opieką wymagającą pielęgnacji Ajlowiu i przez dwa lata rezygnowała z wakacji. Sytuacja ta się powtórzyła i kilka wolontariuszek, nawet nie będąc świadomymi, że już ktoś kiedyś też tak się poświęcił, postąpiło podobne.
Nie jest tak, że ja nie dostrzegam, nie widzę, nie cenię. Mojej uwadze nie umknie żadne zachowanie, czy jest ono dobre, godne szacunku, czy też podłe, wprowadzające zamieszanie.
Czasem nie reaguję natychmiast i czekam na rozwój akcji, na to, by mąciciel udusił się własną manipulacją. Wtedy Fundacja się oczyszcza i automatycznie wraca miła, zachęcająca do pracy atmosfera. Zbyt mocno kocham organizację, którą zbudowałam, bym nie umiała dobrze zdefiniować różnych rytmów jej pracy.

Tylko naiwni wierzą, że ufam każdemu ślepo.
Heroiczne decyzje wolontariuszek, by zostać na pokładzie i działać, pomogły mi, ale tylko połowicznie, bowiem, zakocone po kokardy, nie mogły więcej przyjmować, a ludzie dzwonili, dzwonili, dzwonili…
Zapakowałam wszystkie lecznice, każdy dom tymczasowy, zajęte były wszelkie dostępne przestrzenie. Kociaki siedziały w łazienkach, garderobach, nawet na bezpiecznym strychu. Wykorzystane było dosłownie każde miejsce, gdzie można było ustawić służącą do oswajania klatkę.
– Są trzy do zaopiekowania – melduje Maryla.
– Nawet pchły nie wepchnę, wszędzie jest pełno…
– To się zmarnują… – Jak zwykle, jak nie da się prośbą, sięga po szantaż. Umie zmusić mnie do kombinowania, nieważne, że forma dość kontrowersyjna.
Klapka otworzyła się sama, już po kilku minutach intensywnego analizowania. Maria! Muszę to sprawdzić!

Poznałyśmy się kilkanaście lat temu. Znajomość miała różne etapy, ale jakość nigdy nie przekroczyłyśmy wykluczającej kontakt granicy. Mądre baby potrafią się dogadać, nawet jeśli mają kompletnie odmienne pomysły na życie. Między nami bywało różnie, raz cieplej, raz bardziej na dystans. Cenię jednak naszą znajomość za to, że nigdy nie mydliłyśmy sobie oczu, by coś tam ugrać. Obie niezależne, respektujące prawo do własnego zdania.
Wytłumaczyłam, że nie mam gdzie przechować rudej kotki, piekielnica wymaga izolacji, atakuje inne koty, typowy dom tymczasowy odpada, a Maria miała wolny pokój. Nawet przez moment się nie zawahała. Zabrałyśmy Rudą, dałyśmy dziki trójpak.

W ten sposób przez całe lato obie moje przeurocze Gosie miały co chwilę misję do Marii. Woziły wyprawkę, zabierały koty na szczepienie. Czas mijał, koty rosły, Maria pracowała nad socjalizacją. Czas zawsze pracuje na korzyść mruczków. Teraz, kiedy ruszyły się adopcje i cudowni ludzie zgłaszają się po koty, mogę zabrać te z mojej kociej dziupli, w której, bezpiecznie ukryte przed ludzkim okiem, czekały, żeby oficjalnie zawitać w Kociej Mamie. Dorosły już na tyle, że kwalifikują się do zabiegów, ale czas pobytu u Marii działał na ich korzyść. Poznały człowieka, nabrały zaufania, teraz przed domem tymczasowym innego wymiaru jest zadanie. Kocie dzieci już nie są dzikimi wścieklicami, teraz trzeba nauczyć je dobrych manier. Nad tym popracuje Anna, która niejedno kocie diablę nauczyła kochać człowieka nad życie.
Mario, bardzo serdecznie dziękuję Ci za pomoc, za pracę, za ciche, bez rozgłosu, wsparcie Fundacji.

Jestem szalenie wdzięczna za współpracę. Szczególnie za świadomość, że zawsze mogę zapukać do Twych drzwi i wiem, że ani mnie, ani mruczkom, nie odmówisz.
Dzięki Twojej pracy w trybie wolnego strzelca, bez podpisywania umowy wolontariackiej, wpadłam na fajny termin określający taką współpracę z Fundacją.
Zapraszam wszystkich chętnych, nawet do tymczasowej pomocy, zawsze jakiś kociak błąka się w naszym otoczeniu i pomoc Dziupli pomoże ocalić jego życie.

Zapraszam Kotolubów, jeśli nie na stałe tymczasowanie, to choćby na dziuplowanie!
Idzie zima!