Nie jesteśmy anonimowi

Dosłownie i w przenośni, zaskoczyli mnie skalą pomocy. Nie spodziewałam się, aż takiego prezentu i takiej ilości. Pierwszy kontakt nawiązałyśmy na Pchlim Targu, dziewczyna dość ostro licytowała fanty. Nie żeby była arogancka czy agresywna, ostro w tym konkretnym przypadku oznacza, że mogła nabyć produkt za cenę o wiele mniejszą, ale z ułańską fantazją przebijała innych twierdząc: “Raz się żyje!”.


Nie dość, że wsparła poprzez licytacje, naszykowała do sprzedaży fajne nowe produkty, to przekazała kociakom 30 kg super jakości karmy.
Kiedy zadałam rutynowe pytanie: “Dlaczego akurat pomoc dla Kociej Mamy?”, usłyszałam, to, co już niejednokrotnie wcześniej: “Obserwuję waszą pracę, równą, spójną, rzetelną, konkretną, ale bez awantur, przepychanek w rankingu w kwestii najlepszych. Was nie widać na forach, na grupach, na salach sądowych. Nie wszczynacie dziwnych krucjat czy awantur. Was już nawet nie ma w telewizji, czasem można usłyszeć w radiu”.

Wiem, mam świadomość, że zarzuciłam niektóre aktywności, ale prawdę mówiąc, niektóre zachowania od zawsze były nam obce, a innych już nie potrzebuję. Nie muszę codziennie przypominać o Kociej Mamie, bo nas rozlicza samo działanie, fakt, że prowadzimy interwencje, finansujemy operacje, zgarniamy kociaki spod śmietników, a potem dajemy im fajne życie. Działamy w przestrzeni życia codziennego, nie mam czasu na nieustanną paradę przed kamerami czy lans na różnych wydarzeniach z prostej prozaicznej przyczyny, doba ma dla każdego 24 godziny i jeśli podejmuje się jedno działanie automatycznie eliminuje to możliwość wykonania innego. Dla mnie zawsze priorytetem jest dobro kotów, czyli wszystkie te czynności, które mają bezpośredni wpływ na pracę Fundacji: wydanie wyprawek dla domów tymczasowych, konsultacja z lekarzem prowadzącym trudnego pacjenta czy też podjęcie interwencji.

Jeśli mam być szczera, to jeśli tylko mam wybór między spotkaniem z fanem Fundacji w siedzibie, a udziałem w programie telewizyjnym, zawsze wybiorę to pierwsze. Jest bowiem szansa na pozyskanie nowego wolontariusza albo okazjonalnego pomocnika, a wynikiem reklamy telewizyjnej jest tylko zwiększona ilość telefonów od oczekujących pomocy kociarzy. Kiedyś byłyśmy bardzo aktywne medialnie, nieustannie brałyśmy udział w audycjach, udzielałyśmy wywiadów, miałyśmy nawet stały cykl o pracy Kociej Mamy, ale to było kiedyś, kiedy jeszcze praca na nie była rozwinięta na tylu płaszczyznach. Z rozwojem, z modernizacją organizacji przestały pewne aktywności mieć sens, więc i tym razem życie samo zweryfikowało ten nietypowy wolontariat.

Cieszę się, że koty sprowadziły do mnie kolejne fajne osoby. Co wyniknie z naszego poznania już niebawem życie pokaże.