Niezapisane w statucie

Zjawiają się w Kociej Mamie w sumie przez przypadek. Wszystkie.
Podzielić je można na kilka grup: najliczniejszą stanowią kociary, które starając się zrobić porządek w kocim stadzie, trafiły na przeciwności, których samotnie nie potrafiły pokonać. Dzięki empatii i trosce o koci los zgłaszają się do dziewcząt z kontaktu, a potem coraz bardziej zagłębiają się w nasze klimaty i finalnie podpisują umowę o pełnieniu wolontariatu.
Druga grupa, też dość liczna, dzięki której Fundacja pozyskuje nie tylko wolontariuszy ale też sponsorów i darczyńców, to ludzie przybywający w celu adopcji kota.

Koty są w naszym przypadku najważniejszym łącznikiem, spójnikiem, gwarantem konstruktywnego porozumienia.
Potem wolontariuszki już same wybierają przyjazną przestrzeń, a że form działania jest kilka, więc nie ma obawy, że dla kogoś zabraknie pracy w Kociej Mamie.

Wolontariuszki dzielą się na te zdaniowe, czynne i bardzo aktywne oraz te, których praca jest na pierwszy rzut oka niewidoczna, a które stanowią zespół marketingowo-promocyjny.
Ich głowy non stop opracowują nowe formy i narzędzia, dzięki którym wzmacniamy bazę naszych darczyńców i sponsorów.

Wedle Statutu naszym głównym celem jest szeroko pojęta praca na rzecz kotów czyli świadoma adopcja, ograniczanie nadmiernej populacji oraz edukacja. Wszystkie działania ponadto są już efektem niespokojnych dusz, rozwoju osobistego oraz osobniczych predyspozycji. Fundacja udostępnia bezpieczną przestrzeń pracy, nadzoruje, zapewnia środki i narzędzia, ale jak dalej wolontariuszka przekuje te zasoby modelując swoją aktywność, ani ja, ani Zarząd czy Rada nie mamy wpływu.

Każda organizacja ma pewną grupę wolontariuszy pasywnych, takich którym trzeba „pokazać” palcem zadanie. Jest to nie tylko kocio-maminym utrapieniem. Czują się związani emocjonalnie z grupą, ale nie umieją systematycznie wypełniać obowiązków, więc jakoś im ten wolontariat przelatuje przez ręce. Trwają, a mogliby być przecież bardzo pomocni, gdyby zadali jedno małe pytanie: „A jakieś dla mnie znajdzie się zadanie? W czym pomóc?”
Dziwi mnie to zachowanie, bowiem raczej nie podcinamy skrzydeł, a wręcz przeciwnie, zachęcamy, by je rozwijać.

Jak wiemy, podstawą, punktem wyjścia i zarazem odniesienia jest Statut. Ale jak to w Kociej Mamie musi być i drugie, ale bardzo ważne dno.

Fundację tworzą ludzie. Każdy z nas ma swoje fobie i ograniczenia. Tutaj jest odpowiednia przestrzeń, by je wygonić ze swego życia: warunkiem jest rozpoznanie ich i zdefiniowanie przyczyn.

Każdy nosi w sobie lęki. Jeden unika publicznych wystąpień, inny boi się pójścia do telewizji czy radia, są tacy, którzy na samą wizję pójścia nawet na spotkanie z dziećmi oblewają się zimnym potem, sparaliżowani strachem w obawie przed popełnieniem gafy czy błędu.

Ale i są osoby, które nie znają tremy. Jest to oczywiście ogromna rzadkość. Na styl naszego życia, na nasz charakter, ogromny wpływ ma środowisko, w którym uczyliśmy się relacyjności oraz wartość własna, jaką zbudowano nam w rodzinnym domu. W Fundacji, są osoby, które spotkawszy bratnią duszę czy życzliwą sobie osobę, ostrożnie wychodzą z bezpieczniej skorupy, nabierając dzięki trosce, opiece i zaufaniu odwagi zmieniającej diametralnie zachowanie.
Metamorfoza nie dzieje się gwałtownie. Najpierw ostrożnie sprawdzają na ile są akceptowalne, potem już za każdym razem jest łatwiej, szczególnie gdy druga strona nawet na drobne wahanie odpowiada sympatią, wyrozumiałością i akceptacją.

Leczymy koty, uczymy dzieci szacunku ale najważniejszym i najpiękniejszym działaniem jest uzdrawianie pokaleczonych dusz, zranionych serc, zdeptanych osobowości. Uczymy ludzi podnosić głowy. Nie tylko zwierzaki czują wyjątkowość tej Fundacji.

O zajęciach edukacyjnych rozprawiamy od lat. Są różne, bardziej lub mniej udane, ale przeprowadzamy je konsekwentnie, mając w priorytecie nadrzędne przesłanie. Podstawą zespołu jest Mówiącą, wspiera ją Malująca, a dopełnia składu Fotografka. Zgrany, ale nawet okrojony skład potrafi przeprowadzić sprawnie zajęcia w dość licznej grupie.
Warunek pierwszy: działają jak jedność.
Warunek drugi: łączy je sympatia.
Warunek trzeci właściwie dobrana liderka zespołu, która nie skupia się wyłącznie na przekazywanej treści i formie spotkania, ale buduje miłą atmosferę, która ma ogromny wpływ na komfort i jakość wspólnej pracy.

Kiedyś nie marzyłam, że z poczuciem spokoju i bez wahania oddam Reni pieczę na edukacją. Ta aktywność to było moje oczko w głowie, a jednak i ja przeszłam swego rodzaju terapię.
Dzięki Reni i jej postrzeganiu roli edukacji, mogłam spokojnie przekazać w jej ręce nadzór nad całością projektu.