Pierwsze konsekwencje panującej pandemii

O ile w miarę normalnie, mimo raczej wyjątkowych okoliczności, staramy się działać, by móc na dotychczasowym poziomie troszczyć się o środowiskowe koty, o tyle jesteśmy nie przygotowani na sytuacje, których jesteśmy uczestnikami. Sprawa dotyczy aktywności na Księżym Młynie. Od lat zapraszane byłyśmy ze swoim kramem bez pobierania stoiskowych opłat, był to ukłon w naszą stronę za lata pracy, jakie z takim oddaniem poświęcamy bezdomnym kotom, za trud codzienny, za pracę w trybie wolontariatu.

W tym roku ekipa kiermaszowa uradowała się ogromnie, kiedy organizatorzy wznowili kolejne edycje. Sukcesywnie co dwa tygodnie pojawiałyśmy się w wyznaczonym miejscu i nasi Sympatycy mieli okazję na wizytę przy naszym kramie. Utarg raz był lepszy, raz słabszy, jednak czasem spadały z nieba profity kompletnie niespodziewanie. Czasem inni wystawy, dowiadując się na jaki cel zbieramy, przekazywali nam drobne, a bywało, że i całkiem kosztowne swoje wyroby, dokładając w ten sposób swoją cegiełkę na leczenie kotów.

Jednak w wyniku panującej pandemii, organizatorzy wydarzenia, nie są w stanie dłużej pełnić roli fundacyjnego sponsora. Byśmy mogły dalej korzystać z tej formy pomocowej, konieczna jest opłata, która jest w takiej wysokości, iż obawiam się, czy dzienny utarg by ją pokrył, dlatego z ogromną przykrością musimy zrezygnować z kolejnych wizyt na Księżym Młynie.
Mam nadzieję, że moja decyzja nie rozczaruje sympatyków Kociej Mamy, ale muszę rozważać wszelkie aspekty aktywności. Kilka lat temu zrezygnowałabym z potencjalnego zysku na koszt reklamy i promocji firmy. Aktualnie jednak, stojąc u steru najprężniejszej organizacji działającej w regionie, każdy wydawany grosz muszę skrupulatnie przemyśleć. Mniejszą stratą w obecnej chwili jest zawieszenie udziału w „kiermaszowaniu” niż bezsensowne upieranie się przy tym działaniu.

Wypadkową każdej podobnej aktywności jest przede wszystkim wynik finansowy, to on stymuluje wolontariuszki pozytywnie zachęcając do kolejnych wizyt.
Jeśli po kiermaszu puszka fundacyjna świeci pustką, nastroje są kiepskie, zamiast entuzjazmu pojawia się apatia. Dziękując za kilka lat wspierania Fundacji, mam nadzieję, że nie uraziłam organizatorów podjętą decyzją. Rozumiem doskonale ich stanowisko i kłopoty, które są spowodowane konsekwencją pandemii, wielu wystawców się wykruszyło z uwagi na zawieszenie, bądź zakończenie działalności, a koszty z organizacją wydarzenia niestety wzrosły.
Rozkładają się one na mniejszą znacznie ilość chętnych, więc tym bardziej trudno nas bezpłatnie gościć. Licząc na lepsze czasy, na przyjaźniejsze sytuacje, mam nadzieję, że szybko odbuduje się ta niszowa działalność, ponieważ na Księżym Młynie generalnie wystawiali się rękodzielnicy, ale jak rejestrujemy i oni mają gorszą koniunkturę i wyraźny spadek obrotów uniemożliwiający im utrzymanie wyłącznie z artystycznych wyrobów.

Mocno trzymam kciuki, by szybko odbudował się rynek wystawczy na Stacji Księży Młyn. Istnieje realna szansa, że w chwili kiedy opłaty będą w naszym zasięgu, znowu się z naszymi gadżetami pojawimy!