Powrót św. Mikołaja

To zawsze była szalona trudność i wyzwanie, napisać o kimś kilka zdań, dbając przy tym, by osoba pozostała nadal anonimowa.
Kilkanaście lat temu, poznaliśmy się w domu mojego przyjaciela. Nie wiem ile było sympatii, ile szacunku do misji, którą pełnię, ile zabawy czy nonszalancji, ale rutyną stało się, że za każdym razem kiedy pojawiał się w kraju zapraszał mnie na kocie zakupy do mieszczącego się nieopodal Rossmanna.

Schemat spotkania był ten sam, nudny od lat. O Jego planach zawsze pierwsza wiedziałam, bowiem musiałam uprzedzić załogę sklepu. Zakupy rzędu 1000 zł nie należą raczej do codziennych w przypadku kiedy asortymentem jest kocia karma.

Nazwałam Go Świętym Mikołajem.

Pojawiał się nagle, wspierał mnie ogromnie, tym co najbardziej dla mnie istotne, wypijaliśmy kawę albo piwo w zależności od humoru. Zawsze z uwagą słuchał o wszystkim co się dzieje w Kociej Mamie, jakie mam marzenia, jakie plany, jakie kłopoty czy problemy. Był i jest nadal szalenie specyficzny, jednak z czasem przestała mnie drażnić Jego skłonność do prowokacji. Taki ma styl, kiedy chce osiągnąć zamierzony cel nie prosi, a wymusza. Bardzo szybko dostrzegłam prawdziwe intencje, są bowiem ludzie, którzy wybierają kamuflaż, nie chcą światu pokazać swojej prawdziwej twarzy.
Kiedy dostrzegłam te fakty, przestał mnie irytować.
Liczyły się gesty i realna pomoc.
To On spełnił moje marzenie, kupił koci inkubator, a Fundację od ponad 15 lat systematycznie wspiera.

Takiego dorobku, takich zasług nie przekreślą w złości rzucone słowa.
Jego sarkazm potraktowałam właściwie, jako zaproszenie do zawarcia paktu i powrót do fajnych rytuałów, czyli wspólne zakupy, a potem pogaduchy.
Kilka lat minęło od naszego ostatniego spotkania, jakoś nie krzyżowały nam się ścieżki, ale mimo to był na bieżąco z tym, co się dzieje w Fundacji.
Nie powiem, że od razu byłam miła! Co swoje musiałam wyrzucić! Ale nie jestem aż taką złośnicą, by z głupiej dumy odrzucać fajną pomoc.
Kiedy zjawiłam się po odbiór karmy w dobrze znanym nam obojgu Rossmannie, ekspedientki ucieszyły się na mój widok: dawno Pani nie było!

Wiem, bo dawno mnie ten Pan tak nie zirytował, to zamiast kwiatów są przeprosiny. Tylko uniósł brwi, wolał milczeć tym razem, bo w moim przypadku chyba byłoby dla Niego lepiej gdyby mógł mnie przeprosić bukietem. I lżej, i taniej, a tak po raz kolejny bagażnik karmy dostały koty w prezencie!

Dziękuję Ci Św. Mikołaju!