Ratujemy Gacka

Mam świadomość, że ta historia wygląda jak z opowieści fantasy, ale nie raz już moja intuicja wyprzedziła spadającą na Fundację sytuację. Zaczęło się niewinnie od robienia porządków w siedzibie. Nadchodzi pora kiedy stajemy przed faktem, że aby jeszcze lepiej działać trzeba pewne przestrzenie uporządkować i przemodelować. Wiem, że nie mogą ot tak po prostu zawiesić działalności na kołki, więc wiele projektów toczy się równolegle. I tak, kiedy powstał kącik biurowy zgodnie z wymogami wynikającymi z RODO nadszedł czas na reorganizację oferty sprzedażowej.


W czasie Covida , kiedy zostaliśmy bez wsparcia gminy bardzo mocno czuję na swych barkach każdą przeprowadzaną interwencję. Nie ma w tym czasie żadnych typowych, standardowych czy błahych, każda w mniejszym lub większym stopniu generuje określone koszty w zależności czy dotyczy to ruchów adopcyjnych czy operacji i zabiegów.
Przeglądając fanty, doszłam do wniosku, że teraz pora na maskotki. Mam ich przeogromną ilość w stanie różnym, generalnie jednak są nowe, bowiem kilka par biorących ślub poprosiło gości o nie zamiast tradycyjnych kwiatów. Nie nakarmię kotów misiem czy lalą, ale zawsze mogę je sprzedać by w ten sposób zdobyć na ten cel fundusze. Kiedy wydłubałam wszystkie przepastne wory i skomasowałam w jednym miejscu byłam przerażona wizją ich uporządkowania i porobienia zdjęć. Do tego zadania nominowałam Martę.

W dniu, w którym podjęłam decyzję, że zacznę wystawiać “maskotkowe” fanty na sprzedaż, zadzwoniła opiekunka kociaka, który nie wiadomo w jakich okolicznościach połamał skomplikowanie obie tyle łapy. Pracuje nieopodal Łodzi w małej wiosce i wraz z kolegami dokarmiała stado okolicznych buszujących tam kotów. Nikt nie wie jak doszło do wypadku, rano kot na śniadanie ledwie się doczołgał, kobieta bez wahania zapakowała delikwenta do pudła i zawiozła do klinki.
Młody niespełna roczny, zwyczajnie umaszczony, bo biało- czarny, był jednym z tworzących rodzinę niby bezdomnych. Piszę niby, bo kobieta nie mogła jednoznacznie określić czy rzeczywiście był, w pełni tego znaczenia, kotem środowiskowym, który tylko korzystał z ich opieki, a mieszkał w jakimś gospodarstwie kompletnie bez zainteresowania jego losem ze strony gospodarzy, którzy, pewnie wychodzili z założenia, że kot sam się wyżywi.
Walczymy o prawo do godnego życia i traktowania zwierząt, ale większość z nas kompletnie nie ma wiedzy jaka jest faktyczna realność wiejskich zwierząt!

W lecznicy zaczęto od środków przeciwbólowych i badania RTG, które pozwoliło ustalić obrażenia. Nie jest dobrze, nie dość, że uraz dotyczy obu kończyn tylnych, to jeszcze oba złamania są wyjątkowo skomplikowane.
Koszty operacji, rehabilitacji i wszystkich towarzyszących procedur nie są adekwatne do kieszeni przeciętnego kociego karmiciela.
Wzięłam kota na barki Fundacji, wdzięczna, że nie konał samotnie w krzakach.
I znowu nasz Pchli Targ pomaga tym najbardziej dotkniętym przez życie. Wszystkie puchate przytulaki sprzedaję na pomoc kociakowi znalezionemu w Gadce Starej.
Gacek takie imię Mu nadałam od miejscowości, w której dotąd mieszkał, na razie nie przypomina typowego mięciutkiego kociaka. Jest przeraźliwie chudy, zaniedbany, brudny, obolały, a przede wszystkim przerażony. Nagle wyrwany ze znanego środowiska znalazł się w obcym Mu domu, w przestrzeni, która jest Mu totalnie obca, a człowiek kojarzy Mu się dwojako, jako ten, który stawia miskę, ale i sprawia ból przy zmianie opatrunków.

Nie mamy innej drogi, operujący Go doktor uczynił co w Jego mocy. Łapki poskładał, teraz czekamy z niepokojem jak będzie przebiegał proces gojenia, bo oprócz złamań ma otwarte rany, w których widać ścięgna. Przed Nim i nami długi proces rehabilitacyjny, codziennie zmiana opatrunku, zastrzyki uśmierzające ból, antybiotyki wspomagające gojenie.
Opiekunka ma za zadanie nieśpieszną socjalizację, nie wypuszczę kota po takich przejściach w poprzednie miejsce bytowania, będziemy szukać dla Gacka domu.
Czas pracuje dla nas i wbrew pozorom dla Niego. Kiedy rany zaczną się zabliźniać, a futro stanie się mięciutkie i błyszczące, kociak pod troskliwą opieką z pewnością przekona się do człowieka.
Mam świadomość, że samymi maskotkami nie uzbieram potrzebnej dla ratowania Gacka kwoty, dlatego piszę jak zwykle prośbę do Was kochani Darczyńcy, pomagajcie proszę naszemu połamańcowi.

Już sama operacja jest wysiłkiem dość dużym, ale jeszcze przed nami oprócz codziennych wizyt, kolejne kontrolne prześwietlenia i wyjęcie gwoździ.
Uratowaliśmy razem setki kotów więc i w tym przypadku liczę na hojność i pomoc, bo wiem, że wspierają mnie ludzie o przeogromnym sercu.