Rozważając temat wizyt w placówkach oświatowych, zastanawiam się, czy ma sens zabierać koty do szkół, zwłaszcza kiedy odwiedzam klasy od piątej wzwyż. Dla przedszkolaków kociaki zawsze stanowią niesłychaną atrakcję, a wizyty trwające pół godziny nie wyczerpują emocjonalnie kotów, co automatycznie minimalizuje stres.
Rozumiem doskonale, że zwierzęta są naturalną, najlepszą pomocą w prowadzeniu wykładów, jednak ostatnia seria zajęć, w których uczestniczyły koty, zapaliła w mojej głowie zieloną lampkę, sugerującą potencjalny problem.
Sądzę, że nadszedł czas, aby zmienić formę prelekcji w szkołach. Młodzież dorastająca wymaga innej narracji niż małe dzieci. Nikt rozsądny nie będzie im przekazywał informacji, do czego służy łopatka, ani jak często należy sprzątać kuwetę. Wykłady dla młodzieży, które prowadziłam w ostatnim czasie, skłoniły mnie do refleksji, które przekształciły się w konkretne wnioski.
Czterdzieści pięć minut to zbyt wiele czasu na jedno spotkanie. W obecnych czasach, kiedy młodzież jest oczarowana internetem i ma błyskawiczny dostęp do interesujących ją informacji, spotkania prowadzone w dotychczasowym trybie są niestety już przeżytkiem. Sytuacja wymaga zasadniczych zmian.
Podczas prelekcji dla uczniów klas starszych z klasycznego scenariusza eliminujemy kocie makijaże ze względów oczywistych, a zamiast tego sięgamy po tematy dotyczące wolontariatu: jego wpływu na rozwój osobisty, relacje w grupie, satysfakcję z pracy społecznej, działania na rzecz poprawy dobrostanu zwierząt oraz udział w akcjach i wydarzeniach miejskich, podczas których zbieramy fundusze na działalność statutową.
Mówiąc szczerze, jest szalenie trudno utrzymać zainteresowanie i uwagę przez cały czas trwania lekcji. Nudzą się nie tylko uczniowie, ale i pedagodzy, którzy zaczynają prowadzić między sobą dyskusję, co wcale nie pomaga prowadzącemu. Uczniom bez wahania przekazuję informacje, natomiast wobec nauczycieli staram się być taktowna, sądząc, że nie należy im przypominać o zasadach dobrego wychowania, jednak czasem „rozmowy w tle” wybijają prowadzącego z rytmu.
Uważam, że ograniczenie zajęć do pół godziny przekładałoby się na lepszą jakość wykładów, a edukator nie byłby zmuszony do wyszukiwania na siłę tematów, by dotrwać do upragnionego dzwonka. Takie rozwiązanie będzie również korzystniejsze dla danej społeczności, ponieważ w tym samym czasie będziemy mogli spotkać się z większą liczbą młodzieży, co zmniejszy także liczbę wizyt. Taka redukcja z pewnością będzie korzystna dla obu stron biorących udział w projekcie.
Fundacja Kocia Mama jest organizacją, która wprowadza nowelizacje w odpowiedzi na zmieniające się okoliczności. Teraz nadszedł czas na projekt związany z edukacją. Choć nadal nie widzę potrzeby modyfikacji ani zmian w materiałach dydaktycznych, które kilka lat temu opracowała i przygotowała Ania, to w trosce o jakość wizyt, należy wprowadzić delikatną korektę czasu ich trwania.
Ostatnie wykłady przeprowadzone w zaprzyjaźnionej szkole przez organizatorkę Alicję były przygotowane perfekcyjnie, i nie mam na myśli tylko zbiórki karmy. Pani Alicja przez cały czas opiekowała się zespołem edukatorów, codziennie witała nas w progach szkoły, prowadziła osobiście do klas, nosiła pomoce dydaktyczne i koty. Dawno nie spotkałam się z taką troską, sympatią i atencją. W tej szkole każdy witał nas serdecznym, miłym uśmiechem. Młodzież z klas starszych dopytywała o możliwość zgłoszenia się do wolontariatu — mają ogromny potencjał, ponieważ już najmłodsze klasy angażują się w działania społeczne, krzewiąc tym samym pozytywne wzorce i odruchy.
Potwierdza się teza, że jeśli rządzi rozsądny dyrektor, w placówce panuje ład i porządek, a grono pedagogiczne pracuje z młodzieżą, wychodząc poza program, który muszą zrealizować zgodnie z nakazem kuratorium.
Jest jeszcze jedna przyczyna, która zasadniczo wpływa na komunikację z tą placówką. Do tej szkoły uczęszczają dzieci koordynatorki ds. edukacji, Kasi. Podczas ostatniej wizyty miałam przyjemność opowiadać o pracy Fundacji, naszych głównych interwencjach oraz kotach, które przyjmujemy. Pomagał mi w tym dzielnie Tomek, który przecież wyrósł w cieniu pracy społecznej swojej mamy. Dzieci fundacyjne, jak wspominałam wcześniej, szybciej osiągają świadomość społeczną. Wynika to z faktu, że codziennie rejestrują wydarzenia, które mają miejsce w Kociej Mamie, i automatycznie stają się częścią tych działań.