Sezon kiermaszy został otwarty

Kiedy zaproszono FKM na pierwszy w tym roku kiermasz, lekko się zaniepokoiłam. Renata dźwiga dzielnie edukację, dziewczyny siedzą po uszy w kociakach, nie miałam sumienia więcej zadań im dokładać, w dodatku zaczęła się pora wyjazdów na wakacje.

Kiedy usłyszałam datę zdjęcia gipsu, myślałam, że oszaleję z bezsilności. Mnie, osobie wyjątkowo aktywnej zawodowo i społecznie w głowie się nie mieściło, jak wytrwam koszmarne 6 tygodni.
– Pani ręka złamana jest niestety fatalnie, bo aż w czterech miejscach – wyjaśnił z kamienną twarzą chirurg podczas kontrolnego badania.
– Chce pani zwolnienie? – zapytał, gdy wyjaśniłam jak doszło do upadku.
– Nie, dziękuję, pracuję u siebie, firma rodzinna, jakoś sobie poradzimy. Gorzej jeśli chodzi o Fundację, teraz mamy najtrudniejszy okres.
Kiedy spojrzał pytająco, dodałam
– Wiosna to zawsze wysyp małych kociaków, jak ja dziewczynom pomogę z tą zagipsowaną łapą? – W szpitalu znamy Kocią Mamę, gratuluję, jesteśmy po wrażeniem waszej pracy!
Posłałam mu promienny uśmiech.
– A może da się troszkę przyciąć ? Tak bym mogła choć przy komputerze pracować, pisać trochę…
Poparzył na mnie, na wynik rtg i skinął głową. Odrobinę skracamy, zaznaczył mazakiem kreskę i ani centymetra dalej!!! Uprzedził gipsiarza: muszę dodać: ta pani umie świetnie negocjować, do zobaczenia za 3 tygodnie – rzucił w moją stronę, proszę działać, ale ostrożnie.
Byłam szczęśliwa, zyskałam trochę swobody, mogłam teraz manewrować, dotąd skazana byłam na działanie w bardzo ograniczonym zakresie.
Od tej wizyty moje samopoczucie diametralnie się zmieniło, nadal byłam nie do końca sprawna, ale przynajmniej mogłam być znowu pożyteczna dla fundacji.
Aktywność zaczęłam od pracy z Basią. Namnożyło się trudnych kosztownych interwencji ratujących kocie życia, więc najpilniejsze było rozpoczęcie nowych zbiórek na siepomaga.pl.
Skoro z przyczyn oczywistych nie mogłam tradycyjnie jak każdej wiosny otworzyć kociego przedszkola, wróciłam do prowadzenia interwencji, porządkowałam i reorganizowałam siedzibę.
Kiedy zaproszono FKM na pierwszy w tym roku kiermasz, lekko się zaniepokoiłam. Renata dźwiga dzielnie edukację, dziewczyny siedzą po uszy w kociakach, nie miałam sumienia więcej zadań im dokładać, w dodatku zaczęła się pora wyjazdów na wakacje.
Myślałam intensywnie, z jednej strony obecność na festynie nie była przecież obowiązkowa, z drugiej natomiast mając świadomość potrzeb, warto się sprężyć, bo można troszkę zarobić.
Pomysł poproszenia o pomoc ekipy z Bardowskiego, zrodził się podczas narady z Renią – egzamin zdali pomagając podczas KotoManii. Jak zwykle, nauczone doświadczeniem, że panika jest złym doradcom, spokojnie szukałyśmy najlepszego wyjścia.
Kiedy Dorota z Justyną podjęły się zorganizować młodzież ze swoich szkół, transportem pomogły Dorota i Asia, spakowałam klamoty na sprzedaż, tyle było w zakresie mojego działania.

Logistycznie wszystko ładnie się spięło, przebiegło harmonijnie bez najmniejszych wpadek. Po raz kolejny byłam dumna jak paw, ciesząc się z aktywności, odpowiedzialności, dbania o wizerunek FKM.