Szadkowskiej kociej epopei część kolejna, czyli zaczynamy leczyć zaropiałe towarzystwo!

– Facet źle policzył kociaki – usłyszałam któregoś dnia w słuchawce telefonu. – Dwie trikolorki są podobne.
– Cóż, jedziesz! I mała prośba:  przejrzyj dokładnie komórki i opłotki, zobacz, może jeszcze jakieś lata?
Liczę w myślach Wioline futra i mówię:
– Coś mi się zdaje, że ich 20 uzbierałaś?! Chyba już czas, byś się odrobinę opamiętała, bo mnie rachunek za ich leczenie doprowadzi do zawału!

– Niefajny żart – usłyszałam w odpowiedzi.
– Wiem, przepraszam- wyraziłam grzecznie skruchę. Biorąc pod uwagę rozmaite atrakcje, jakimi raczy mnie życie, faktycznie dowcip rodem z czarnej komedii. – Ale sama przyznaj, znasz kogoś to tak mocno jak Ty by się zwierzakom oddał? Pomijam moje wolontariuszki, one są wszystkie z podobnej półki! Popatrz jak działają inne organizacje, wszędzie lament i płacz, skomlą o jakieś grosze, błagają o wpłaty, uzależniając od darczyńców swoje działanie. Żenujące są te rozpaczliwe apele, te zdjęcia chorych zwierząt z dopiskiem „Jak nie przekażecie kilku groszy one nie mają szansy na żadne leczenie”. Działają obok nas, czasowo w podobnym okresie i jakie mają wyniki? Brak sprzętu, puste półki z karmą pokazują bez odrobiny wstydu, na koncie wiecznie debet. Za to aktywność internetowa jest godna podziwu. Publikują na rozmaitych forach posty z tysiąca dziedzin, wszędzie szczycąc się niepodważalną akademicką wiedzą, non stop uwikłane w jakieś czcze dyskusje, odsyłają interwencję z kwitkiem tłumacząc się bez żenady brakiem miejsc w DT, złą kondycją finansową, zastojem adopcyjnym.
A Ty, proszę, łapiesz każdą wiadomość o sytuacji złej kotów. Nie przechodzisz nad nią beztrosko, wzruszając ramionami z nadzieję, że może inni się tym problemem zajmą. Bez cienia obawy przedstawiasz mi sprawę i wiesz, masz tę niepodważalną pewność, że nie usłyszysz cienia krytyki, nagany czy pretensji. To jest ta drobna, ale niezwykłe istotna różnica w naszym i ich działaniu.

Kiedy siadamy do kompa, celem nie są bzdurne dyskusje, jakieś spory czy kłótnie a realna praca na rzecz tych, o których walczy Kocia Mama. Nie wymyślamy ckliwych opowieści, wyciskaczy łez, bajek mających skupić skorych do pomocy. Zawsze przekaz jest jasny, zwięzły i solidny. Oczywiście i my zabiegamy o wsparcie, ale w kompletnie innym klimacie.
Zasada najważniejsza: zabrać, otoczyć opieką, zabezpieczyć, leczyć,a dopiero potem, kiedy zwierzę jest w fundacji, zaczynamy myśleć o co konkretnie poprosić naszych wiernych sprzymierzeńców.
Nie czekamy z operacją czy leczeniem aż się zakończy jakaś aukcja.
Logistycznie planując, spinamy w czasie ruchy mające ratować kota i jednocześnie uzyskać jakąś pomoc. U nas chore zwierzę nigdy nie czeka cierpiąc!

Sytuacja w Szadku jest w sumie opanowana. Bagatela, tylko 11 maluchów wymaga dość intensywnego leczenia. Koci katar przekazany z mlekiem chorych matek, część z tych majowych i później urodzonych kociąt zabrał za Tęczowy Most. Te, które przeżyły, kwalifikują się do leczenia przewlekłej infekcji, robaczycy i świerzbowca oraz biegunki. Kilka z nich ma uszkodzone na trwałe rogówki, jeden rudas szykowany jest do amputacji gałki ocznej, ale jest zbyt słaby, by planować zabieg.

Pakiet kolorowych urozmaicony cudnymi szarakami przez najbliższe tygodnie dość często będzie gościł w nowej lecznicy, która od tej interwencji zaczęła z nami współpracę. Leczenie chorego planktonu – jak zabawnie określa kociaki Wiola – jest chrztem bojowym dla Przychodni Gaja w Zduńskiej Woli.

Od dawna zbierałam opinię o tej lecznicy, świadoma, że nadejdzie moment, kiedy wożenie kotów na specjalistyczne badania do Łodzi okaże się zbyt uciążliwe dla Wioli.
Ta interwencja i stan, w jakim przejęłyśmy koty, przyspieszyły tylko moją decyzję.

Jak można pomóc? – to pytanie lubię najbardziej!
Jak? Bardzo prosto! Pamiętać przede wszystkim, że mam full kotów do adopcji, w wieku różnym, że nie dyskwalifikuję starych i chorych, że nie wyróżniam kolorowych, że za każdą pomoc, nawet najmniejszą, jestem szalenie wdzięczna ale i gotowa do rewanżu.

Zbiórki karmy zawsze chętnie przyjmę, z radością reagujemy na zaproszenie na edukację, bo jest to ważna forma uzyskania niezbędnej karmy.

Tyle lat uczę sympatyków Fundacji, jakie są nasze najważniejsze idee i cele i powiem z dumą, wreszcie zbieram plon. Już nie dostaję brudnych kocyków na legowiska, przeterminowanej karmy czy leków. Ludzie pytają otwarcie co w danym momencie jest mi najbardziej potrzebne, do systematycznej, płynnej pracy. Teraz potrzebuję przede wszystkim zaangażowania w tej aukcji.

11 maluchów to spore wyzwanie pod każdym względem: zaopatrzenie w typowe wyprawki żwirowo – jedzeniowe, zabawki ale i dość istotne są kwestie związane z właściwą diagnostyką, badaniami, zabiegami oraz zapewnieniem transportu kotom do kliniki.
Teraz koszty generuje paliwo. Wizyty z maluchami konieczne są co drugi dzień, a Wiola na spacer nie pójdzie, zbyt długi to niestety dystans. Szadek – Zduńska Wola, mam nadzieje, że skuteczne wyniki w leczeniu będą równoważyły przeznaczony na te koty czas.

Ja mogę tylko udzielić wsparcia, zapłacić rachunki, pomóc mentalnie. Czas i trud związany z tą interwencją są po stronie Wioli. Znam cenę, jaką dziewczyna teraz płaci za empatię, wrażliwość, czułe serce. By były efekty, trzeba być konsekwentnym, sumiennym, wytrwałym.

Siłą woli niekiedy, pracą mimo zmęczenia, działamy my dziewczyny z Kociej Mamy. Podajemy leki, czyścimy uszy, sprzątamy kuwety. Kiedy jest tak jak w tym przypadku, 11 bardzo chorych, czasu brakuje już dla siebie, na książkę, film, nawet na sen!