Szybko i sprawnie!

Nie chciałam tej interwencji, ale skoro powiedziałam „A” wiadomo, przyszedł czas na „Ą”. Tym razem poszło sprawnie jak po sznurku i co najśmieszniejsze, obyło się także bez pisania durnych dokumentów. Nie mogę idąc za przykładem innych, i bagatelizować już dość skomplikowanej sytuacji udając, że nie dostrzegam problemu. Opiekun jest w takim wieku, że czas raczej ani nam ani psom nie sprzyja. Daleka od pesymizmu i czarnowidzenia realnie oceniam fakty.
Nie chcę, by nauczone wolności zwierzaki, trafiły do schroniska czy przytuliska, trzeba zacząć szukać im odpowiedzialnych domów, ale punktem wyjściowym jest ich kastracja.

Wiedząc, że mogę liczyć na pomoc pana Piotra, ustaliłam z właścicielką lecznicy Vet-Met termin na zabiegi tych nieszczęsnych psów bytujących pod okiem ponad 80 letniego opiekuna. Dałyśmy sobie trzy dni na przeprowadzenie akcji. Zawsze biorę poprawkę na nieprzewidziane zdarzenia i czynnik x , który może zaburzyć ustalenia.

Okiełznać takie stado to naprawdę nie lada wyczyn, psy nie reagują bowiem na żadne komendy, nigdy nie chodziły także w szelkach czy na smyczy. W tym przypadku liczyłam wyłącznie na umiejętności pana Piotra oraz na sprzyjające okoliczności.

Udało się w 100 %. Siedem szczekających zwierząt, 6 suk i jeden pies bezpiecznie zostało przetransportowanych do lecznicy.

Bardzo jestem wdzięczna lekarzom za pełną mobilizację i zrozumienie trudności, przed jakimi stanęłam ja, kociara. Zabiegi są pierwszym krokiem do zaprowadzenia porządku. Operować jednego dnia siedem, dość dużych psów, to ogromne wyzwanie dla każdego lekarza.

Jednego tylko nie przewidziałam, lęku, jakim zwierzaki zareagują na zamknięcie w środowisku sobie kompletnie nieznanym. Nowe zapachy, dźwięki, nieznane twarze, a i sam fakt odławiania, zamknięcia w klatce i transporcie, w raczej ostrożnych na co dzień psach, wywołał agresję.
Naturalny odruch ale uniemożliwiający konieczną, codzienną obsługę podczas pobytu w lecznicowym szpitalu.

– Konieczna jest narada –  zasygnalizowała Daria- Co robimy? Nie chcę by psy pogryzły moich lekarzy. Nikt nie podejmie się ich wprowadzić, a przecież to nie koty, nie skorzystają z kuwety.
–  Propozycja?
– Ubranka pooperacyjne i instruktaż, jak obserwować proces gojenia.

Psy dzień po zabiegach, po kontroli, po zabezpieczeniu antybiotykowym, przeciwzapalnym i przeciwbólowym wróciły do opiekuna.

Cztery dni od przeprowadzonego zabiegu na rekonesans pojechała Danuta. Zdjęcia są świetnym dowodem, w jak dobrej kondycji są zwierzaki. Biegają radośnie po znanym sobie obejściu, a ja niestety mam świadomość, że to nie koniec a dopiero początek trudnej interwencji.

Teraz, kiedy nie ma już zdolnych do rozrodu suk, kiedy Pan Piotr zabrał dwa małe szczeniaki, muszę znaleźć im nowe miejscówki ale ze świadomymi opiekunami, takimi, którzy w pakiecie z psem, będą dołożoną mieli ich socjalizację.

Nie mam pojęcia czy uda mi się zrealizować zamysł, ale mówię otwarcie – liczę na pomoc psich organizacji, od których od lat przejmuję koty. Teraz mają szansę na rewanż!

Rzadko proszę innych o pomoc, ale są sytuacje, które przerastają moje możliwości, dlatego wdzięczna będę za każde zabrane zwierzę.

Ponad pięć lat opiekun i osoby go wspierające, pukały do różnych drzwi z prośbą o pomoc.
Teraz Kocia Mama przejęła dowodzenie.  Efekty naszej aktywności już zmieniły sytuację psów, teraz rozglądamy się za nowymi domami.