Czapkowe koty

Od lat pracujemy w oparciu o hasła, które zdecydowanie ułatwiają komunikację eliminując niepotrzebne czasochłonne dyskusje. I tak „fruwające po ścianach koty„ określają dzikusy, które nominowane są do wyjazdu do enklawy, „Pitusiami” nazywamy koty z trudnych adopcji a „czapkowymi” te małe niesamodzielne, które należy karmić butelką. Kiedy pada jeden z tych terminów, prowadząca DT wolontariuszka zdaje sobie sprawę jakie stawiam przed nią zadanie.
O ile te „fruwające” są w sumie najłatwiejsze interwencyjnie, bowiem trzeba je tylko gdzieś do chwili wyjazdu przetrzymać, o tyle te pozostałe zawsze są nie lada wyzwaniem. Zarówno bowiem opieka nad kalekim czy pooperacyjnym albo matkowanie czapkowym zawsze są ogromną próbą życia.

Czytaj dalej

Ku przestrodze

Ta historia zdarzyła się nie tak dawno i niestety nie jest tworem mojej wyobraźni. Przytaczam ją nie po to by wzbudzać sensację, chcę pokazać, że nieodpowiedzialne decyzje mogą szkodzić a nie pomagać jak, rzecz jasna, było pierwotnym założeniem. O tych kotach bytujących gdzieś na wsi nieopodal Ozorkowa słyszałam od ponad roku, u pewnego pana mieszka i koci się kotka, bo tak jego zdaniem jest zgodnie z naturą.

Czytaj dalej

Szybka akcja

To był piątek, środek dnia, kompletnie nie byłam przygotowana na sytuację, która spadła na mnie totalnie nieoczekiwanie i jeszcze jak na złość nie miałam dość czasu, by przeanalizować informację i podjąć taką decyzję, która nie okazałaby się katastrofalna w skutkach.
Kocia Mama zbudowała sobie dobrą opinię, wyrobiła markę, takiej instytucji, która ratuje wszystkie niesamodzielne koty, szczególne te chore zawieszone między przestrzeniami Życia a Śmierci.

Czytaj dalej

Letnie połamańce

Jak zawsze od lat tradycyjnie, kiedy opiekun zgłasza chęć przekazania nam kota, odbierająca zgłoszenie wolontariuszka zadaje sakramentalne pytanie: “A jaki jest jego stan zdrowia?”.
Ludzie zachowują się wtedy różnie, tylko ci bardzo odważni mówią szczerze o widocznych kontuzjach albo urazach, bo niestety, ale praktyka jest teraz coraz częstsza, że fundacje odmawiają ponoszenia kosztów związanych z operacją chirurgiczną z zakresu ortopedii, z prostej przyczyny, one zawsze są horrendalnie drogie.

Czytaj dalej

Zachęcam do ratowania

Dedykuję ten artykuł tym wszystkim bojącym się ratować koty, których oczy są dotknięte ostrą formą kociego kataru i wyglądają dramatycznie.
Na poziomie dzisiejszej medycyny i doświadczeniu lekarzy prowadzących fundacyjne koty, nawet te z pozoru wyglądające fatalnie, w wyniku umiejętnego leczenia i właściwej diagnozie mają szansę na ocalenie wzroku, widzenie doskonałe lub lekkie niedowidzenie, amputacji gałki ocznej dokonuje się tylko w ostateczności, a o poddaniu z tego powodu eutanazji nie ma nawet mowy.

Czytaj dalej

Z pozycji Szefowej. Cz. 7, Przyszłam ją uśpić

To była środa czyli mój dobry, magiczny dzień.
Dzwoni Klinika Amicus, jedna z najlepszych, najbardziej aktywnych i dyspozycyjnych.
-Pani Izo – dr Michał zaczyna niepewnie rozmowę- Pani przyszła uśpić 12 letnią Maine Coonkę…
– A to przepraszam z jakiego powodu? – kolejna nawiedzona myślę i dopytuję.
– A co jej dolega?
– Zaczopowała się!
– Słucham? – normalnie uszom nie wierzę…
– Jej faktyczna opiekunka jest niedostępna, przebywa w szpitalu, ktoś z rodziny Zuzię przyniósł, sprawia kłopoty zdrowotne, nikt postronny nie chce ponosić kosztów…
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.

Czytaj dalej

Z pozycji szefowej. Cz. 5, Ratujemy Norę

Pewnego dnia, tuż po moim powrocie z wakacji duet Iza-Małgorzata zawitał do siedziby po kocią wyprawkę. Wyjątkowe w tym tandemie jest to, iż w przypadku tych kobiet nigdy tak naprawdę nie została przecięta pępowina, bowiem znają się od urodzenia, jedna jest córką, druga matką.
Łączy ich ta sama pasja, miłość do wszystkiego co mruczy, szczeka, lata czy chrząka.
Fajna i jak dla mnie niesłychana sytuacja, ponieważ nie dość, iż mieszkają pod jednym dachem, to razem pracują zawodowo i działają w Fundacji.

Czytaj dalej

Z pozycji szefowej. Cz. 3, Obiecuję, że będę was szkalować

Tej historii nie byłby w stanie wymyślić najbardziej szalony pisarz, a jednak mnie się ona faktycznie przydarzyła. Wszystko zaczęło się jakoś w połowie czerwca, kiedy poznałam telefonicznie panią szukającą pomocy z zabezpieczeniem stada bytującego na zakupionej przez nią działce. Tradycyjnie dzwoniła od jednej fundacji do drugiej, ale jak zwykle każdy panią odsyłał z kwitkiem, wszyscy proponowali, wręcz zalecali, zabieg kastracji, ale z przygarnięciem małych nikt się nie kwapił.

Czytaj dalej

Z pozycji szefowej. Cz. 2, Granice empatii

Wakacje płyną, ludzie się przemieszczają, koty także, więc zdarzają się wypadki. Kolejny kwiatek o tym, jak instrumentalnie zachowują się ludzie zwracający się do Fundacji.
Miejsce zdarzenia: mała miejscowość, gdzieś na granicy województw mazowieckiego i łódzkiego.
Przypadek typowy, gdzieś na poboczu znaleźli potrąconą kotkę, zabezpieczyli, poszli do weterynarza, a że sami mają koty, wiedzą, jak postępować w takiej sytuacji. Ocena nie była fajna, złamanie kości udowej, kotka otrzymała stosowne leki i opiekunowie zaczęli pisać prośby o pomoc, rzecz jasna, w opłaceniu zabiegu. I zachowanie typowe dla mnie. Poprosiłam o zdjęcia i ustaliłam z Kliniką datę przyjęcia, a zadaniem znalazców było tylko dostarczenie kota.

Czytaj dalej