Pan Cerowany w akcji!

– Łapa zrobiona. – meldowała Madzia.
– Co tak szybko? – Zdziwienie zasadne, bo z tyłu głowy miałam wiadomość, że ma być zachowana minimum tygodniowa przerwa między zabiegami, skąd taki pośpiech, momentalnie mnie usztywniło.
– No, bo nam zaczął przeciekać…
– Słucham? – usiadłam – Może jaśniej?
– Jak się okazuje, uderzenie było raczej niezwykle mocne. Naprawdę cud, że ten kot żyje. Oba jądra pękły, w chwili, kiedy wszystkie narządy wpadły mu do krocza, było ciasno, zbierała się ropa, zrobił się stan zapalny, zaczęła się martwica. Kiedy podczas zabiegu Wojtek poukładał narządy jak należy, nie wiedzieć czemu jądra pękły. Ropa wlała się do brzucha i zaczęła przeciekać przez szwy. Wojtek znowu kilka godzin stał przy stole, oczyścił jamę brzuszną, jądra, a raczej to co z nich zostało usunął i dlatego od razu zabrał się za Pana Cerowanego łapkę.
– Zaczyna odstawiać jak Marylka…

Czytaj dalej

Pan Cerowany

Nie wiem jak ja to robię, ale chyba kocie przesłania docierają do mnie szybciej niż ludzkie prośby. Pijąc poranną kawę tradycyjnie przeglądam poczty i czytam interesujące mnie posty, opinie oraz apele.

Jeśli mnie bardziej jakiś intryguje sprawdzam albo proszę o analizę tematu, w końcu mam przecież sztab bardzo sprawnie pracujących asystentek.

Czytaj dalej

Jak to Kocia Mama odbiła kota z pewnej lecznicy…

Ta historia zdarzyła się naprawdę. Opowiadając ją postaram się zachować dystans.

Niedziela, wczesne popołudnie, upał, mieszkanie na trzecim piętrze, otwarte okno. Kot zabrany niedawno z podwórka wyskoczył, chcąc upolować ptaka. Nie sprawdziła się teoria, że one zawsze spadają na cztery łapki, mimo iż przeżył, jedna została fatalnie połamana.

Czytaj dalej

Mówią o nich koty patrzące sercem…

Odczekałam kilka dni. To był konieczny czas na uspokojenie emocji. Na ochłonięcie.
Każdemu. Dla Werki, dla mnie, dla weterynarzy. Miałam już koty ślepe, ale nie tyle jednocześnie.

Sobota.
Narada.
Daria, szefowa Vet- Medu:
– Kiedy weszłam na szpital, zamurowało mnie, pierwsza myśl, to eutanazja, ale kiedy przeczytałam pod czyją opieką są te kociaki, natychmiast zrozumiałam, że przede mną i zespołem jeszcze jedno trudne wyzwanie.
Ja, szefowa Kociej Mamy:
– Cóż. Doktor jaki mamy plan?

Czytaj dalej

Nikt dramatu nie wróży…

Zawsze tak jest. Kiedy otrzymało się pomoc raz i to skutecznie, chętniej się znowu do znajomych drzwi stuka.

Trzy lata mijają odkąd prowadziłyśmy interwencję w Uniejowie.

Znamy wszyscy sławne już termy, nieopodal położony jest Borysew z mini zoo i ciekawymi zwierzakami, wioska indiańska z atrakcjami, zamek Cystersów, rzeka Warta zapewniająca ukojenie nerwów dla wędkarzy i fajne grzybowe lasy i w tym wszystkim tkwią niestety kociarze kompletnie skazani na samych siebie.

Kiedy działała Filia w Szadku znaleźli drogę do Kociej Mamy.
Czytaj dalej

Kocie drogi

Koty się włóczą,  wszystkie, bez wyjątku, zarówno domowe jak i te wolno żyjące.
Obserwuję swoje, puchate, wypieszczone, siłą zabierane na noc do domu. Rano godzinami krążą po ogrodzie sprawdzając tropy, wietrząc nosem zapach gościa, który buszował na ich terytorium w nocy. One rzecz jasna wolałyby pełnić nocną wartę, ale wątpię czy wtedy spałabym spokojnie. Dlatego stosuję to lekkie zniewolenie, zawsze wieczorem wabię je do do domu podstępem. Rytuał powtarza się codziennie o tej samej porze, dlatego podejrzewam, że traktują moją nadopiekuńczość jak element fajnej zabawy. Z kotem się nie wygra. Gdyby chciały, to tak by się schowały, że nawet znając każdy zakamarek ogrodu i tak bym ich nie znalazła.

Czytaj dalej

Szadkowskiej kociej epopei część kolejna, czyli zaczynamy leczyć zaropiałe towarzystwo!

– Facet źle policzył kociaki – usłyszałam któregoś dnia w słuchawce telefonu. – Dwie trikolorki są podobne.
– Cóż, jedziesz! I mała prośba:  przejrzyj dokładnie komórki i opłotki, zobacz, może jeszcze jakieś lata?
Liczę w myślach Wioline futra i mówię:
– Coś mi się zdaje, że ich 20 uzbierałaś?! Chyba już czas, byś się odrobinę opamiętała, bo mnie rachunek za ich leczenie doprowadzi do zawału!

Czytaj dalej