Tym razem Nowosolna

Przez 13 lat krążyłyśmy po Łodzi i okolicy. Kiedy funkcjonowały filie prowadziłyśmy edukację w Piotrkowie, Szadku, ościennych wioskach. Wszędzie, gdzie tylko chciano posłuchać, jak należy właściwie traktować koty, zjawiała się ekipa Kociej Mamy i po swojemu w głowach mieszała. Dzieci, one są szczere, spontaniczne, zawsze w najmniej dogodnej sytuacji “wywalą” bezlitośnie prawdę. Pamiętam, jak będąc na zajęciach w jednym z przedszkoli w Szadku, zapytałam dzieci jaki jest los urodzonych w gospodarstwie kociaków?

Czy szukane są im domy czy też oddawane są do schroniska? Pamiętam ogólną konsternację i zakłopotanie, kiedy dziewczynka odpowiedziała szczerze i bez wahania na pytanie: “Tata wynosi je na pole…”.

Tak, od tej pory minęło kilka lat, ale niestety życie braci mniejszych na wsiach nadal jest podłe, a koty traktowane są jako żywe pułapki na szczury i myszy. Są jak to zwyczajnie bywa i wyjątki od tej reguły, jednak myślę, że są to sytuacje sporadyczne. Przez te wszystkie lata zaobserwowałam jedną dość istotną zasadę: stosunek do kotów organizatorów zapraszających Fundację na wykłady edukacyjne ma wprost proporcjonalne przełożenie do wielkości prowadzonej zbiórki. I tak w tej samej szkole, kiedy była ogłoszona Akcja Mikołajkowa dla dzieci ze szkoły przyszpitalnej w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, prezenty zabierałyśmy dwoma dużymi autami.

Kiedy natomiast ogłaszano zbiórkę dla kotów, dochodziło do takich paradoksów, iż jadąc na zajęcia z Łodzi zabierałam wyprawki na domy tymczasowe, ponieważ wiedziałam, że po raz kolejny akcja zakończy się totalnym fiaskiem.

Przedszkole w Nowosolnej, gminie położonej nieopodal Łodzi kilka razy organizowało maraton edukacyjny. Ładne, nowoczesne, świetnie zarządzane, z miłośniczkami kotów wśród personelu.
Respektowany jest zakaz zapraszania osób zewnętrznych, ale nie ma zakazu prowadzenia akcji pomocowych, więc społeczność dołączyła do niewielkiego grona tych Przyjaciół, którzy w pandemii mają na uwadze dobro Fundacji.

Serdecznie dziękuję za zbiórkę, prośba o odebranie prezentów była dla mnie miłym zaskoczeniem. Nie wiem co mam powiedzieć w sytuacji, kiedy inne organizacje płaczą, biadolą lamentując, iż grozi im upadek, u nas w Kociej Mamie jakoś same bez naszej zachęty spinają się akcje pomocowe. Mam wrażenie, że ze zdwojoną siłą wraca do nas praca tak sumiennie wykonywana przez lata. Dziękuję za wsparcie, za troskę o Fundację, za dołożenie starania, by nadal w dobrej kondycji trwała i ratowała niesforne kotuchy.