U nas zawsze jest inaczej

Mimo pandemii, izolacji i przestrzeganej kwarantanny, za grosz nie odczuwam nudy, apatii czy zniechęcenia wywołanego brakiem pracy. Wręcz przeciwnie, mam tyle zajęć, że każda doba jest zbyt krótka. Znowu wróciłam do trybu wstawania o piątej rano, w przeciwnym wypadku połowa zadań przechodzi na dzień kolejny dokładając tylko jeszcze jedną pozycję tworzącą spis moich zaległości.

Poniedziałek dedykuję Gosi!
Wszyscy wiedzą, że moja Pryncypalna i okolice to najlepszy przykład kociej społeczności. Pomijam fakt, że dzieci straszą rodziców moją osobą, mówiąc : „Mama, lepiej idź do Kociej Mamy i postaw klatkę łapkę, bo jak się okoci będzie awantura na całe Chojny!” I mają rację! Dzieci widzą pewne sprawy wyraźniej, niezwykle szybko kojarzą sytuacje i wyciągają wnioski!
Tym razem do furtki zastukał sąsiad, którego nie znam. Jestem tu nowy, mieszkam niedawno, tuż obok, kilka przecznic dalej – ładnie się przedstawił. Mamy problem, na podwórko przyczołgał się kot, jakoś dziwnie się zachowuje, nie wiemy co robić – rozłożył bezradnie ręce.
Moment, muszę się przygotować, proszę czekać. Wyszłam z założenia, że w tym przypadku sama najlepiej ocenię sytuację! A Ty dokąd? Padło ostre pytanie, kiedy sięgnęłam po przyłbicę, maseczkę i rękawice.

Kot leży w tujach na Trębackiej, uznałam, że to wystarczające wyjaśnienie! Tyle czasu siedziałaś na podwórku! Rozumu nie masz, ze swoją skłonnością wpadania w tarapaty!
Nie komentowałam, bo i po co. Kot zawsze dla mnie był i jest priorytetem.
To przynajmniej obiecaj, że będziesz ostrożna!
Wzruszyłam ramionami i wyszłam.
Nie marnowałam czasu, zanim doszliśmy, poczyniłam wywiad.
Jak wygląda ten kot? Jaki ma kolor? Jak reaguje na Was?
Jak się zachowuje?

To może być ten wędrowiec, który kilka dni temu pojawił się w ogródku Adama. Na skróty ma do Was rzut beretem. Adam pożyczył łapkę, miał go złapać.
Podwórko jakich wiele na moich Chojnach. Ani bogate, ani biedne. Pierwsze wiosenne kwiaty kwitną w ogrodzie, trawnik przycięty, śmietnik ukryty za tujami a w nich schowany czarny kotek. Futro sterczy, dziwnie się trzęsie, obok miska z mlekiem, no tak dobre serce i te stereotypy.
Trzeba z Nim do lekarza!
Popatrzyłam po twarzach, znajome z widzenia! Patrzą w napięciu, z niepokojem. Kota zgłosili, ale wiem czego się obawiają: kosztów!
Spokojnie, bardzo dziękuję, że przyszliście z tym do mnie.
No wiemy czym się Pani zajmuje… jakby z zawstydzeniem, co my sami możemy, ale przecież to nasi bracia mniejsi…
Gosia jak stoisz z czasem? Jest akcja, trzeba kota natychmiast zabrać do lekarza, źle to widzę!
Biorę kontener i ruszam!
Podałam adres.
Kolejny telefon wykonałam do lecznicy: Kocia Mama się kłania, kot powypadkowy albo chory, wymaga natychmiastowej pomocy, w odpowiedzi usłyszałam: proszę przywozić, czekamy!
Gosia, lecznica uprzedzona, społeczność kamienicy pilnuje kota, wracam do siebie, jestem pod telefonem, w razie kłopotów przybędę.

Gosia, to jedna z moich najlepszych wolontariuszek do zadań specjalnych. Podczas mega łapanki, kiedy to w trzy dni złapałyśmy 26 kotów, poznała niemal wszelkie tajniki i sposoby jak skutecznie złapać każdego kota. Bystra, inteligentna, odważna i zdecydowana czyli posiada wszystkie cechy skutecznego łapacza!
Szefowa, melduję kot złapany, jadę do weterynarza, ale jest bardzo słaby.
Wieści nie były dobre, żadnych pozytywnych rokowań. Tym razem interwencja nie zakończyła się happy endem, jednak pamiętajmy, że każda pomoc jest ważna, nawet ta, kiedy trzeba pożegnać kota.

Sam fakt opieki i troski, tego, że nie konał w krzakach, że znaleźli się ludzie, którzy chcieli pomóc, nie odwrócili od biedaka głowy już zasługuje na szacunek.
Kot już nie cierpi, lata sobie beztrosko za Tęczowym Mostem.
Jestem dumna z mojej społeczności, jak widać moja praca nie mija się z celem, są jej wymierne efekty.