wirtualne adopcje

Nagle jednego dnia z zakładki „koty dorosłe” na stronie naszej internetowej zniknęło kila kotów, a pojawiły się w adopcjach wirtualnych, automatycznie powiększając gromadę tych, które na stałe wpisują się w dodatkowe obciążenie finansowe Kociej Mamy. Na taką decyzję wpływ miało kilka okoliczności, pierwsza najważniejsza to uczciwy przekaz dla potencjalnych adoptujących. Skoro to opiekun tymczasowy zgłasza dość istotne obiekcje, czy kot zaaklimatyzuje się w nowych okolicznościach, to ja nie mogę takich informacji ignorować. Zasada dobra wyższego, czyli zwierzaka, obowiązuje bezwarunkowo, dlatego też, po bardzo wnikliwej rozmowie, zdecydowałam się podjąć decyzję i zmienić statut tych trudnych kotów.

Mam świadomość, że są to ogromne dodatkowe koszty, ale wyznając filozofię, że nie idziemy w ilość, ale w jakoś adopcji, nie mogłam wybrać lepszej opcji. Moja decyzja miała momentalnie przełożenie na pomysł Iwonki, by wystosować list intencyjny do szkół z propozycją objęcia opieką wirtualną wybranego kota, a Ania dodatkowo zgłosiła jeszcze inną, chyba bardziej skuteczną formę pomocową. Zaproponowała i moim zdaniem jest to dobra oferta, żeby osobiście, po zakończeniu spotkania edukacyjnego, zachęcać społeczność placówki do objęcia opieką wybranego kota.

Klucz, według którego podejmowana będzie decyzja pozostanie w gestii darczyńców.
Fundacja przygotuje propozycje, czyli krótkie informacje odnośnie zdrowia i potrzeb opiekuńczych każdego kota, a Państwo dokonają wyboru i ustalą wielkość miesięcznego wsparcia. Nie liczymy na ogromne kwoty, wdzięczni będziemy, jeśli każdy rodzic zgodzi się przekazywać powiedzmy 2 albo 5 zł. Mając świadomość, że klasa lub grupa przedszkolna liczy od 15 do 25 dzieci, mnożąc przez wybraną kwotę, i suma finalna stanowi dość fajne wsparcie zapewniające podstawowe potrzeby.

Zatem zaczynamy prezentację kandydatów.

1. Jura, imię adekwatne do wieku, kotka ponad 10 letnia, przekazana Fundacji po śmierci obu stałych opiekunów. Ile sobie liczy wiosen, tego nie wiedzą najstarsi Górale, ponieważ nie potrafimy dotrzeć do klinki, w której była prowadzona i nie posiada pierwszej książeczki zdrowia. Miła, aktywna, bez humorów, bardzo kocha człowieka.

2. Mamunia, jakie imię, taki charakter. Kłopot polega na tym, iż kotka pokochała do szaleństwa dom, w którym skończyła się jej bezdomność i tułaczka. Miłość utwierdziła się tak mocno w jej świadomości, że nie ma takiej mocy sprawczej, by zabrać ją z domu tymczasowego Agaty. Odbyło się kilka prób adopcyjnych, każda niestety zakończyła się fiaskiem.

3. Miśka – Lala rzadko mamy koty, które mają dwuczłonowe imię. Miśka, bo kocha wszystkie koty i tuli się do nich jak przytulanka. Lala, ponieważ jest cudna. Jednak socjalizacja z człowiekiem nie ma najmniejszych szans powodzenia.

4. Wilma, czysta, grzeczna, ale niestety bezdotykowa jak myjnia. Nie ma najmniejszej szansy na to, żeby dała się przekonać do ludzi.

5. Tadzik z tym kotem nie ma najmniejszego problemu. Miły, słodki, śpi z człowiekiem. Kłopot tym razem jest po stronie opiekunki, która każdą potencjalną adopcję odrzuca. Kot nie jest młody, może liczyć 10 a nawet 15 lat, więc zachowanie domu tymczasowego jest zrozumiałe i obawa jak się w nowym otoczeniu zwierzak zachowa.

6. Fred, brat Wilmy, mniej wycofany, bardziej odważny, kiedy jednak obca osoba pojawia się w domu, kot staje się niewidzialny, ponieważ skutecznie potrafi się schować.

7. Marcel, tego kota nikt nie decyduje się adoptować, ponieważ wymaga systematycznego podawania leków zapobiegających tworzeniu się krwistych ran. Niby prozaiczna sprawa, ale ludzi odstrasza.

8. Fabia, kolejna dzikuska na pokładzie Kociej Mamy. Trudność polega na tym, iż złapana została jako mała kotka i mimo upływu lat nie zmieniła nastawienia do ludzi. Ponieważ zatraciła instynkt samozachowawczy i polowania, nawet nie kwalifikuje się do przekazania do enklawy.

9. Rudzioch, miły, proludzki, ale kolejny wymagający stałego podawania leków. Dodatkowym kłopotem jest fakt, że nie chce korzystać z kuwety, jest zwyczajnym kocim flejtuchem. Opiekunka wypracowała tryb wykluczający brudzenie w domu, ale nie chcemy ryzykować przenoszenia kota w nową obcą mu przestrzeń.

10. Pan Kot, odłowiony jak już był bardzo dorosłym kotem, amputacja łapy ocaliła mu życie. To, że człowiek podarował mu zdrowie nie ma żadnego przełożenia na zmianę relacji. Woli koty i preferuje całkowity dystans.

11. Scheda, imię doskonale opisuje wiek i sytuację kotki po śmierci opiekuna. Nie każdy spadek jest mile widziany, a często się zdarza, tak jak w tym przypadku, że osoba obdarowana chętnie przyjmie profity, a postąpi bezdusznie z kotem. Bez litości, bez serca, kompletnie bez wyobraźni porzucona została na środku ruchliwej ulicy z całym swoim kocim dobytkiem. Ze względu na depresję, na którą zapadła po serii wydarzeń w jej życiu i konieczność podawania leków, nie kwalifikuje się do adopcji.

12. Talia i Karta, siostry dwie. Obie czarne, obie miłe, obie zarażone wirusem białaczki. Kuracja ustabilizowała ich stan zdrowia, jednak nie kwalifikują się do adopcji.

13. Bunia, jeszcze jedna trójłapka na pokładzie. Złapana z powodu urazu łapki w typowej kociej interwencji, jednak z uwagi na zmiany po starym urazie konieczna była amputacja, a co za tym idzie pobyt stały w domu tymczasowym, nikt bowiem dzikiego kota o wycofanym charakterze nie chce mieć jako przyjaciela.

14. Princessa, kiedy porzucony zostaje kot rasowy, zawsze istnieje podejrzenie problemu hodowlanego wynikającego ze zbyt blisko krzyżowanych osobników. W przypadku tej kotki jest taka możliwość, ponieważ jej psychika od samego początku stwarzała problemy komunikacyjne i socjalizacyjne. Agresja może być wypadkową właśnie zbyt blisko skojarzonych genów.

15. Gucci, przekazany do fundacji ze świadomym pominięciem stanu zdrowia, kolejny przykład na bezduszne zachowanie hodowcy. Kot wymaga stałej opieki medycznej z uwagi na „zepsute” nerki.

16. Laluś, ten kot powinien być dowodem w sprawie o znęcanie przez hodowcę i wnioskiem o odebranie prawa do humanitarnego rozrodu oraz usunięcie tej osoby z listy klubu. Niewidomy na oko, z polipem w nosie, z wrodzonym kocim katarem jest chodzącym wyrzutem sumienia.