Zamiast podsumowania #4

– O takich jak Pani mówili przed wojną „Git kobita” albo „Do tańca i do różańca”. Piękna sprawa ta Pani Fundacja. Słów brak, jak to wszystko pięknie panie przeprowadziły. Sądziłem, że zastanie nas na tym działaniu zima – cieszył się Pan Jerzy.
– Miło nam z Państwem, ale nie mam aż tyle czasu – swoim zwyczajem sprowadziłam go na ziemię. – Generalnie ja już kotów nie łapię, chyba, że jest trudna kocia społeczność, wtedy pomagam dyscyplinować. W tym przypadku tak się złożyło, że przy okazji interwencji Gosię uczyłam zdobywać szlify fachowego łapacza. Miała lekcje przekładania, dokładania oraz poznała tajniki pracy z kocimi opiekunami, jak osiągnąć skuteczność swoich  nakazów i próśb czyli zafundowałam jej szybkie kompleksowe szkolenie.
– Pani jest super fachowcem, a o Gosi myśleliśmy, że od lat łapie – zapewnili oboje. I te określenia: socjalizacja kotów, sposób łapania… Powiem szczerze, jesteśmy nie dość, że szalenie wdzięczni ale pod ogromnym wrażaniem.
Tym razem pożegnanie było niezwykle serdeczne, uroczy, przemili, cudowni ludzie. Ciepli, wyrozumiali, przyjmujący bez sprzeciwu i ustalenia i decyzje.

– Ma już pani jakiś pomysł na dzikie? – Gosia drążyła w czasie jazdy.
– Mam tylko muszę wykonać telefon. Nie mam informacji, iż któraś z enklaw wyraża chęć przyjęcia kotów, więc ta opcja upada. Muszę poczekać na wieści z lecznic, ile rokuje a ile atakuje nie ze strachu, tylko z niechęci  zmiany stanu statusu z wolnego na adoptowalnego.

– Jest ich pięć. Są dzikie, zabezpieczone, odrobaczone, będą  miały ode mnie budy i opiekę oraz wyżywienie zatem jeśli się zgodzisz, będziesz moją ósmą enklawą – powiedziałam patrząc w oczy Ani, która wpadła do mnie na kawę. -Jest dobre, bezpieczne  miejsce, pola, lasy, blisko do Łodzi do weterynarza w razie potrzeby. Chcesz się zastanowić?
– Nie, zgadzam się, powierzę misję dzieciom, niech się uczą odpowiedzialności, w ich zakresie będzie pilnowanie pełnych misek.

Takie są kobiety w moim otoczeniu, mądre, społeczne, ufające mojej ocenie realności.

Wiem, że mam furtkę, mogę koty oddać dotychczasowym opiekunom, ale nie umiałabym żyć z wiedzą, że Pani Irenie stała się krzywda, bo poszła karmić. Ten obowiązek jest dla niej miły ale niebezpieczny.

Piątek, koło 19.
-Dzwonię zgodnie z umową, mogę raportować?
– Słucham.
– Z 24 złapanych, pół na pół, dziewczyny i chłopaki. Strach pomyśleć co by było wiosną. Chcących zjeść doktorów 5. Trzy kobiety i dwóch panów. Z przykrością donoszę, że żadnego nie oddam. Utworzyłam kolejną enklawę i opowiedziałam szczegóły.

Po drugiej stronie zapadła cisza.
Chwilkę potem:
– Dziękuję.

– Nie mogę, chyba Pan mnie rozumie, wiem, że kilka biegających zmieniło by odrobinę smutek Pani Ireny, ale moja psychika musi mieć komfort bym mogła dalej pełnić wolontariat, nie stać mnie na wyrzuty ani  błędne decyzje, chyba Pan mnie rozumie?
– Wszystko rozumiem, nawet to o czym Pani nie mówi… Cóż ja mogę powiedzieć, Pani Izo, to bardzo buduje jak u schyłku życia, człowiek spotyka na drodze taką istotę…
– To ja dziękuję, bowiem Gosia  otrzymała bezcenną lekcję i to podwójną, ja dzieliłam się wiedzą techniczną , uczyłam właściwej logistyki,  ale i rekcji, wyciągania wniosków, kojarzenia, to dobry grunt, uczy się na psychologa w lot łapie wszelkie niuanse, umie słuchać, obserwować, jest wyważona i opanowana, to ogromna zaleta podczas interwencji, bywa, że czasem trafi się taki opiekun, że  tak wyprowadzi z równowagi, iż chce się go udusić, ponieważ  bardziej  przeszkadza niż pomaga.

Państwa zachowanie jest bazą odniesienia do każdej kolejnej interwencji, Gosię będzie wspierał w różnych sytuacjach przykład pierwszej interwencji, kiedy pobierała nauki od szefowej, a partnerami niezwykle pomocnymi w przeprowadzeniu akcji było przemiłe małżeństwo.

Nie da się zaprzeczyć faktom oczywistym, polubiłam przemiłą parę Gołąbków – jak to nazwałyśmy  ich z Gosią.

Spragnieni towarzystwa, szalenie rozsądni, pomagali na skalę swoich możliwości. Nie zmieniali ustaleń, nie czynili na przekór, szanowali decyzje.

Na konto Fundacji wpłynęła „ dotacja” forma podziękowania dla mnie najlepsza, bo pomoże mi zabezpieczyć przejęte koty.

Ot i cała historia, a nie epopeja jak to fajnie i składnie łapałam koty gdzieś na Złotnie a zlecenie – prośbę otrzymałam od Pana, którego głos słyszałam setki razy w radiu.

Zapiszę się w mej pamięci sms: „Dziękuję pięknie za pomoc, szczęśliwy i wdzięczny tak samo jak moi Rodzice, życzę powodzenia całej Fundacji.  Wyrażam aprobatę dla każdej Pani decyzji, bo jestem pod wrażeniem opowieści jakimi codziennie dzielą się ze mną Mama  i Tata.
Z szacunkiem MB.”