Organizacje pozarządowe

Ostatnie spotkanie z mieszkańcami Pabianic podczas pikniku zorganizowanego z okazji Dnia Dziecka pokazuje, jak niska świadomość społeczna nadal panuje w zakresie funkcjonowania organizacji non profit.

Koty są tym czynnikiem, który skupia wokół mnie ludzi. Nie segreguję ich pod względem wykształcenia, religii, przynależności partyjnej czy sympatii osobistej, aczkolwiek pełniąc rolę szefowej, mam niełatwe zadanie – utrzymać pracę na wysokim poziomie bez konfliktów personalnych. Żyjemy w czasach, gdy – jak w większości krajów – społeczeństwo jest mocno podzielone. Niestety, polityka dotyka także Fundacji. Starając się o spokój i eliminując ewentualne napięcia, układam harmonogram działań w taki sposób, aby nie doszło do utarczek między wolontariuszami reprezentującymi skrajnie różne poglądy.

Dochodzi z tego powodu do paradoksów – na przykład wspólnie jadą na kiermasz wolontariuszki, które wcześniej, po burzliwej dyskusji, pousuwały się nawzajem ze znajomych na portalu społecznościowym. Muszę również bardzo ostrożnie planować, kogo i kiedy zapraszam do siedziby, by jedno nieopatrzne słowo nie przerodziło się w emocjonalną, polityczną dyskusję.

Sytuacja polityczna, trwająca wojna za naszą wschodnią granicą, trudności gospodarcze oraz napięcia społeczne mocno rzutują na funkcjonowanie Kociej Mamy. Ludzie reagują coraz bardziej impulsywnie, często nie mając czasu, by zrozumieć, jak naprawdę działa Fundacja. Z niewiedzy wybierają atak, zamiast podjąć dialog.

Dawno nie brałam udziału w wydarzeniu miejskim. Zdecydowałam się na udział w obchodach Dnia Dziecka, mając nadzieję, że będzie to okazja do nawiązania kontaktów, które zaowocują w przyszłości jakąś fajną, wspólną inicjatywą. Niestety, Pabianice to wciąż obszar, w którym praca społeczna jest marginalna. Mieszkańcy niechętnie angażują się w działania mające na celu walkę z nadmierną populacją kotów. Od kilku lat funkcjonuje tam tylko jeden dom tymczasowy, a przecież nie jest tajemnicą, w jak trudnych warunkach działa się w Fundacji na każdym szczeblu.

Wydaję koty do adopcji, mimo braku wolontariuszy – nie zamykam tej płaszczyzny, ale widzę wyraźnie postawę, że od nas, czyli Kociej Mamy, oczekuje się cudów, a wsparcie z drugiej strony jest raczej symboliczne.

Refleksja po wydarzeniu, którego głównymi atrakcjami były popcorn i pieczona kiełbasa, nie należy do szczególnie pozytywnych. Organizatorzy mieli ciekawy pomysł na bieg terenowy – dzieci odwiedzały stoiska i po wykonaniu zadania otrzymywały stempelki, które można było wymienić na nagrodę. Maluchy do dziesiątego roku życia z zaangażowaniem brały udział w zabawie, ale starsza młodzież znudzona i niezainteresowana prosiła o stempelek bez wykonywania zadania i szła dalej, bez cienia zażenowania.

Nie mam pojęcia, dlaczego tak trudno zachęcić młodzież do aktywności. Z przerażeniem obserwowałam, jak zadania edukacyjne przygotowane przez Anię były zbyt trudne dla nastolatków. To dla mnie zjawisko wręcz niepojęte.

Jedynym prawdziwym zyskiem tego dnia był relaks – przyjemnie spędzony czas w towarzystwie Blanki. Oderwanie od codziennego biegu, rozmowy o wszystkim i o niczym – czyli, jak to się mówi potocznie, reset i ładowanie akumulatorów.

W przyszłości muszę poważnie przemyśleć udział w tego typu wydarzeniach. Czy energia i czas włożone w przygotowania przynoszą realne korzyści dla naszej działalności, czy może to tylko działanie bez wymiernych efektów?