Kiermasze większe i mniejsze

Już pora byście przyszły na kiermasz na Politechnice. – Oznajmiła nam Iza. – Wybierzcie jakiś termin, sympatycy zaczynają się dopytywać, kiedy w tym roku przyjdzie Kocia Mama.


Czasem bywa mały kłopot, bo dwie najważniejsze ekipy – edukacyjną i kiermaszową tworzą te same osoby. Musimy uważać, by nie kolidowały terminy.

W tym roku dni wolne układają się dziwnie, z Renią analizujemy uważnie kalendarz.
– Patrz, ledwo kończą się Święta, a już zaczyna się majówka, trudno wpasować edukację, a chętnych nadal spora lista. I jeszcze teraz ten kiermasz… Nie ma innej opcji, dajmy go na wielki tydzień, poniedziałek – wtorek, a w maju skupimy się na zajęciach.

Emila przygotowała plakaty, Iza rozwiesiła je na uczelni, Renia sporządziła listę gadżetów, by oferta była atrakcyjna.  Dorzucę kilka wyrobów Bożeny, ciągle pyta, co się sprzedaje z jej decupażu. Nie są tanie, ale zobaczymy, tuż przed Świętami może ktoś kupi jako prezent.

Te kiermasze są specyficzne, mają swój klimat. Niby nie ma natłoku, pozornie nic się nie dzieje, nie przewalają się przez stoisko tłumy, a jednak utarg zawsze jest bardzo imponujący, a kupujący postępują według swoistego klucza. „W ubiegłym roku kupiłam torby, worki dla dzieci, a teraz potrzebuję kubek, zakładkę i korale, a za rok chciałabym kupić…” – i tu dostajemy listę życzeń. Miłe to bardzo, bo jesteśmy na stałe przyporządkowane do życia tej społeczności.
„Poproszę o 4 torby, reszty nie trzeba, proszę niech zostanie na wasze cele” – pan się uśmiecha, odmawiając przyjęcia reszty. „Zbieram wasze magnesy, ja potrzebuję długopisy, o jakie śliczne pudełeczka, a te ramki na obrazki jakie słodkie.”
Nawet nie musimy zachęcać, wyroby są tak piękne, że szybko zmieniają właścicieli.
– Co roku macie fajniejszą ofertę – słyszę pochwały. – Na co dzień działam z inną fundacją, ale ona nie ma takich gadżetów, wypracowane bardzo to wasze rękodzieło.
Kiwam z aprobatą głową, to prawda, tworzą je same artystki. Nie wyjaśniam, że teraz jest czas wyprzedaży, że wietrzymy szafy, bo tyle tego dobra zgromadziłam, że jeszcze ze dwa lata nic nowego nie wyprodukujemy.
Ze strachu, z obawy, że braknie na koty pieniędzy wszystkie pracowałyśmy, by jak najbardziej urozmaicić ofertę. Gromadziłyśmy gadżety z taką samą pasją, z jaką kupowałam klatki, kennele i kuwety. Gadżety i sprzęt są gwarancją niezależności ale i skuteczności. Umiemy robić robić bombki i stroiki, anioły z filcu, szyć torby i malować na szkle. Specjalistki od recyklingu, nie ma rzeczy, która by nie dostała drugiej szansy na życie.
A potem starannie zapakowane spełniają swoją role, są środkiem, za który później leczę koty.