Branżowe relacje

Dedykuję ten reportaż wszystkim tym, którzy z niesłychaną uwagą obserwują naszą kocią pracę, szczególnie w tak trudnej nowej dla wszystkich przerażającej rzeczywistości. Wojna i wszelkie tak dramatyczne katastrofy pokazują niestety prawdziwe oblicze niektórych osób. Jedni rosną do rangi bohaterów, inni przemieniają się w potwory. Uwypuklają się piękne, ale i niestety i brzydkie nasze cechy. Dotyczy to generalnie wszystkich ludzi, tych maluczkich i tych, zajmujących kluczowe stanowiska.


Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, Fundacja jako jedna z pierwszych stanęła do pomocy biednemu narodowi. Nie musiałam wolontariuszy zachęcać ani namawiać do bycia dobrymi, oni tacy są! Teraz w naszej organizacji pracują tylko wyjątkowe osoby. Każdy z nas, na miarę swoich możliwości dokłada dobroczynną cegiełkę, przekazując dary dla tych, którzy walczą, ale i nie zapominamy o żyjących obok nas uchodźcach. Troszczymy się o tych, którzy działają na granicy, przekazujemy dary dla żołnierzy i szpitali, wysyłamy jedzenie dla głodujących zwierząt, ale i przyjmujemy pod skrzydła mruczące, uciekające przed wojną transporty.

Nie mam czasu podglądać aktywności innych organizacji na terenie Łodzi, Mam tyle zajęć dodatkowych przez tę wojnę, że sama jestem zdziwiona jaki ogromny potencjał drzemał w moich wolontariuszach. Jakie ogromne serca, jaka wrażliwość, ale i bunt oraz czynny sprzeciw przeciwko agresji. To, że żadna z nas nie bierze fizycznie broni do ręki, nie oznacza, że nie wspieramy bohaterów broniących swej Ojczyzny. Postawa nasza, opieka nad rodzinami, dziećmi, zwierzętami, daje bojownikom spokój o los swoich najbliższych, tym samym wybija do zenitu ich siłę, chęć i wolę walki. Długo nie musiałyśmy czekać, żeby złe języki zaczęły szeptać: No ładnie, pięknie, ale co z naszymi polskimi kotami? Ściągacie ukraińskie a nasze adopcje stoją!

Nawet przeczytać ze zrozumieniem nie potrafili wyraźniej informacji jakiego rodzaju przyjmuję koty. Otóż moi drodzy, nie wydłubałam z transportu rasowych, zdrowych kotów i w dodatku właścicielskich! Przyjęłam chore, do operacji, rasowe, w wieku różnym od 2 do 10 lat!
Tych, którzy zabrali te najatrakcyjniejsze, zapraszam do Łodzi, po ich paszporty do siedziby Fundacji. Przyjęte koty to sieroty po poległych albo zaginionych. O Nie ma już się kto troszczyć, teraz my jesteśmy ich rodziną prawną! Te, które miały adresatki i podane numery telefonów, sprawdziłam jaki mają status. Wszyscy właściciele jak jeden mąż powierzyli nam opiekę nad kotami, zostali by walczyć i teraz są spokojni o los swoich ukochanych futrzastych przyjaciół.
Takie są fakty odnośnie uchodźców.

Jednak nie tylko na celu pomocowym dedykowanym Ukrainie skupia się codzienna fundacyjna praca. Troszczymy się o mruczki zgłaszane przez opiekunów, pomagamy w adopcji, przyjmujemy, kiedy opieka sprawia trudność, odławiamy na zabiegi, operujemy, leczymy! Ani na moment nie zapominamy o naczelnej misji Kociej Mamy. Wszystkie projekty i aktywności realizowane są nadal, przyjmujemy zaproszenia na zajęcia edukacyjne, wygłaszamy prelekcje, bierzemy udział w kiermaszach. Fakt, że nie umiemy i nie chcemy być obojętnymi wobec wydarzeń dziejących się u naszych sąsiadów, jak zwykle wyróżnia Kocią Mamę w branży kociarzy. Nie dość, że jesteśmy aktywne w tylu przeróżnych przestrzeniach, to na domiar, nie zakładamy zbiórek, kiedy nie mamy autentycznego powodu i rzetelnego celu.

Sądzę, że to krótkie wyjaśnienie pomoże zrozumieć postawę społeczności fundacyjnej i współpracujących weterynarzy, którzy są dyspozycyjni i aktywni wobec nowych bulwersujących wszystkich okoliczności. Przykro mi, że temat wojny i jej ofiar, szczególnie zwierząt, został przekuty by siać ferment, destrukcję i niepokój wśród polskich miłośników kotów!
Zapewniam, Kocia Mama ma w sercu troskę o nasze polskie także!