Czarny Tulipan na Walentynki

Czwartkowy poranek. Od tygodnia siedziałam chora w domu, kiedy zadzwoniła Magda:
– Przepraszam, wiem, że jesteś chora…
– Nie przepraszaj – mój głos przypominał coś pomiędzy skrzekiem żaby a odgłosem pracującej piły.
– Przestań, bo mi bębenki pękną!
– To jak mam gadać? Na migi?
– Ty to potrafisz się urządzić – stwierdziła z podziwem. – Specjalnie to robisz czy co?
– Stresy mi wychodzą a i taka pora, tradycyjnie żegnam zimę.
– Dobrze, że umiesz sobie wytłumaczyć.
– A mam inne wyjście? Madzia, ale o zdrowie to ty mnie pytałaś wczoraj więc biorąc pod uwagę upływ czasu, o co się rozchodzi? Kot  jakiś czy nasze interesy?

Nie jest tajemnicą, że Magda szydełkując odreagowuje stres. Koty-zabawki, które  dostarczam jej w ilości hurtowej, z mega szybkością ozdabia, dzięki czemu możemy je wystawiać na sprzedaż na fundacyjnych bazarkach i zasilać w ten sposób nasz budżet. Słowo daję, że miałam nadzieję na biadolenie w stylu: „Brakło mi włóczki, jak mam pracować?” albo „Zabierz maskotki, bo Michałek robi sobie z nich drapaki”. Przy okazji sama miałaby okazję sprawdzić jak się faktycznie czuję tak długo chorując.

Ale padło słowo: KOT.

– Młody, wpadł z ogrodu wprost do kuchni. Z wyglądu łach, brudne, zmierzwione futro… Łagodny, do kastracji, ale łapa pokiereszowana. Właśnie Pani go przyniosła cała przerażona i pyta co dalej? To nie jest jej kot.
– No i co!? Podziękuj, że z nim przyszła, mogła wygonić przecież, miała by łatwiej i bez zamieszania. Tniemy czy  szyjemy?
Termin cerowanie wypadł  z użycia od  momentu pojawienia się Pana Cerowanego.
– Dziś porobimy prześwietlenia i jak zgodzisz się go przejąć, działamy.
– Na operację lubię wydawać, wiesz dobrze. W tym jedynym przypadku akurat obie wiemy, że to dobrze spożytkowane pieniądze.
– No znakomicie – ucieszyła się Magda po drugiej stronie słuchawki. – Widzę, że twój wąż w kieszeni z okazji choroby stał się hojny! Przyjdzie reszta personelu, to obejrzymy kota dokładnie. Jest czarny – ubiegła moje pytanie.

Jak zwykle wieczorem, obie po całym dniu, tym razem rozmawiałyśmy na WhatsAppie.
– Przynasadowe skomplikowane złamanie kości piszczelowej i strzałkowej, bardzo duży przykurcz  ścięgna  Achillesa. Uraz dość  niebezpieczny, bo grozi zaburzeniem krążenia i martwicą tkanek, złamanie  nastąpiło jakieś 7-10 dni temu. Niezły zawodnik, odporny na ból. Może wrodził się do Ciebie – skorzystała natychmiast by nawiązać do mojej dość  niebezpiecznej nonszalancji.
– Pomysł na operację mamy? – puściłam jej uwagę mimo uszu.
– Faktycznie niedomagasz, bo już byś ripostowała –  na serio zaniepokoiła się Magda – A czy aby na pewno byłaś u ludzkiego lekarza?
– Si i to chyba nie był dobry pomysł.
– Pytam tylko dla zasady, mam świadomość Wojtkowych umiejętności i zdolności, o pomysłach na ratowanie pokiereszowanych  części kociego ciała nie wspomnę. Osteosynteza przy pomocy dwóch gwoździ Kirschnera i cerklażu stabilizującego odłamy, dołożymy  także zespolenie zewnętrzne.
– Na ile oceniasz koszty i działania około operacyjne? Tylko nie opowiadaj mi,  że w zależności od ilości zdjęć RTG,  badań i nieprzewidzianych zdarzeń…

Walentynki Anno Domini 2019 zapiszą się w historii  Kociej Mamy jako te, w które ratowałyśmy kota, który stosownie do dnia dostał na imię Czarny Tulipan. Kobiety  kochają koty, kwiaty i prezenty, więc imię samo się nasuwa.

Co mogło bardziej ucieszyć mnie w ten  dzień niż czarny kot, a że z łapą do operacji, to tylko taki maleńki gratis by życie miało smak i sens.

Tradycyjnie prosimy o pomoc w sfinansowaniu operacji i rehabilitacji.

Kotek z uwagi na ograniczenia pooperacyjnie będzie  po rekonwalescencji przygotowywany do adopcji, dom wychodzący wykluczony z przyczyn oczywistych.

Leczenie Tulipana można wesprzeć tu.