Edukacja po drodze i przy okazji

Po fali uderzeniowej w płaszczyźnie edukacji, kiedy to nastąpił moment, w którym Katarzyna przejęła stery nad umawianiem spotkań i wyrwała z marazmu aktywność kiedyś priorytetową, pandemia spowodowała, iż znowu mniej się działo. Tym razem jednak nie mogłam nowej rzeczywistości tłumaczyć brakiem chęci do pracy, zniechęceniem czy zwyczajnie lenistwem. Zakaz wstępu do placówek, mniejszy wymiar godzin i okresowe zamykanie oraz przechodzenie na tryb on-line i tak już było dostateczną rewolucją w życiu pedagogów, dla których taka forma była nieomal kosmiczną.

Może wydawać nam się to niezwykle dziwne, że w XXI wieku, w dobie tak powszechnej komputeryzacji, łatwości dostępu do internetu, propozycja spotkań edukacyjnych w trybie zdalnym budziła u niektórych ogromny sprzeciw, obawę wręcz lęk. Wiele osób, którym osobiście proponowałam znając te społeczności od lat kilku, licząc na fajne zbiórki karmy, a co za tym idzie pozyskanie w tym trudnym czasie zastrzyku tak niezbędnego w stałej pracy, byłam totalnie zdziwiona jak osoby w dość młodym wieku wysuwały tysiące argumentów, by tylko nie podjąć się nowego wyzwania i doświadczenia. Brak tej chęci dziwił mnie najbardziej, jak bowiem można zachęcać uczniów do rozwoju i poznawania nowych dziedzin jak samego tkwi się w skorupie znanych dobrze stereotypów.

Na kilkadziesiąt znanych mi szkół, tylko dwie odważyły się na spotkania on-line. Efekty, rzecz jasna, przeszły oczekiwania wszystkich, fajne ciekawe dyskusje, wizyty w domach wolontariuszy i okazja do poznania wszystkich kotów szefowej z trudnych adopcji, szczególnie tych, które z racji wieku od lat mają wolne od pracy społecznej.
Spotkania on-line wzbogacone były przez nowe prezentacje Ani, bowiem sytuacja zamknięcia, u Niej – osoby szalenie kreatywnej przełożyła się na pracę nad nowymi projektami. Kasia ostatnią edukację prowadziła przy okazji powrotu z pracy do domu, zatrzymała się na moment i w słuchawkach na uszach wzbudzając ciekawość u przechodniów, opowiadała jak rozpoznać pseudohodowlę.

Tego dnia zamiast wracać tradycyjnie środkami lokomocji miejskiej szła do domu pieszo, po drodze rozmawiając z uczniami.
Jak widać, wolontariuszki Kociej Mamy niczym kameleony fantastycznie przystosowują się nawet do nietypowej codzienności. Pasja, oddanie sprawie, zaangażowanie w misję i przede wszystkim świadomość wartości i ważności sprawia, że właśnie one powinny być wzorem i przykładem dla co niektórych pedagogów. Nie piszę tych słów jako krytykę tylko raczej ze smutnych doświadczeń, bowiem analizując swoje życie i doświadczenie uczniowskie, moich dzieci i bliskich mi przyjaciół, każdy ma takie same odczucia, że pedagog, który sam się nie rozwija, nigdy nie jest inspiracją dla ucznia, wzorem, przykładem godnym naśladowania, stymulatorem do sięgania po nowe zadania.
Pandemia jak widać była nam wszystkim szalenie potrzebna, jednym by dostrzegli uroki poprzedniego życia, innym, by przewartościowali pewne kwestie, a jeszcze innej grupie, aby mogła się ocknąć i dorównać innym.

Nie mam pojęcia jak będzie przebiegał przyszły rok szkolny. Czy lekcje wrócą w starym trybie, czy pojawi się forma hybrydowa, czy znowu sięgniemy po spotkania on-line, jedno jest pewne, że te społeczności szkolne, które odważyły się na edukacje z Kocią Mamą odezwą się ponownie. Mają świadomość, że na naszą owocną i ciekawą współpracę zawsze mogą liczyć i z pewnością nigdy nie zawiedziemy pokładanych w nas nadziei.
Cykl zajęć związany z realizacją projektu „Na cztery łapy” w tym roku dość zaskakującym i nietypowym uważanym za niezwykle udany. Dziękuję gronu za chęci, za wykonanie dodatkowej, a nie przymusowej pracy, za promocję Kociej Mamy, za danie nam szansy na bycie z uczniami, szczególnie absolwentami klas ósmych, którzy to za moment przechodzą do innych szkół. Mam nadzieję, że w ich pamięci zostaną i będą przykładem Panie, które promują pracę w formie wolontariatu, przybliżają tematy prozwierzęce i troszczą się, by spod ich skrzydeł wyfrunęły roczniki tylko mega empatyczne.