finał akcji koszyczkowej

Za nami kolejna cykliczna akcja wspierająca pomaganie środowiskowym. Rezultat Wielkanocnych koszyczków zasilił magazyn Kociej Mamy w karmę dedykowaną oseskom i kotom z problemami gastrycznymi. Tradycyjnie wiosną szykujemy się do przyjęcia maluszków, ta sytuacja powtarza się systematycznie od lat. Znając styl pracy opiekującej się fanpejdżem Ani, jak co roku przypomni Państwu nasze kocie sezony. Teraz wchodzimy w ten najtrudniejszy, wymagający od domów tymczasowych sprawności w opiece nad wyrzuconymi maluszkami.
Żebym nie wiem jak grzmiała, huczała, apelowała do serca, rozumu, wyobraźni, obejmowała rękojmią nowonarodzone, zapewniając, że kiedy dorosną do sześciu tygodni, przejmę, nie mam dostatecznej mocy sprawczej, by odwrócić decyzję ludzi bez skrupułów. Nie mam pojęcia co się z tym społeczeństwem wyprawia. Nie chcę ich porównywać do żadnego gatunku bytującego w środowisku, bo żadne stworzenie, bez wyraźniej przyczyny nie podejmuje decyzji i rozwiązań ostatecznych.

Kotka z gniazda wynosi tylko te kociaki, które są ewidentnie nieuleczalnie chore. Zagryza je, czasem zjada albo porzuca w miejscu, w którym umierają. Kiedy kotka wie, że może ocalić dziecko, a miałam już takie przypadki nie raz, intuicyjnie niesie w okolice, gdzie kręcą się ludzie. Pamiętamy Migotkę, Tenorka czy Homerka. Zwierzaki są mądre w przeciwieństwie do niektórych ludzi. Z ogromną przykrością w ten sposób oceniam zachowanie tych, do których już brakuje mi i cierpliwości, i wyrozumiałości, i usprawiedliwienia. Od prawie trzydziestu lat tłukę to samo do zakutych głów, apel o szacunek i litość, dla kotki i jej dzieci. Odzew jest, ale nie w takim stopniu, by całkowicie eliminować proceder wyrzucanych kociąt. Nie oceniam, nie piętnuje, nie wnikam, dlaczego doszło do ciąży kotki. Spuszczam zasłonę milczenia, nie dociekając do punktu zero. W sytuacji, kiedy są już na świecie maluszki, ich bezpieczeństwo jest zadaniem najważniejszym. Co się miało zadziać, się stało, nie odwróci się już niczego. Nie dość, że wyciągam rękę oferując pomoc adopcyjną i sterylizację kotki, nie dość, że opiekunowi nie czynię najmniejszych wyrzutów, to nadal wybierają rozwiązanie drastyczne.

I tak to wygląda zawsze wiosną. Oni wyrzucają, my podnosimy. Pierwsze oseski dzięki opiece rodziny Anny poleciały do nowych domów. Na razie na szczęście mamy w macierzyńskim pauzę, ale nigdy nie wiemy co nowy dzień przyniesie, więc wolimy spać spokojnie świadome zasobów zgromadzonych w magazynie. Z całego serca dziękuję za każdy świąteczny koszyczek. Jak zwykle akcja dedykowana jest określonym kotom i celom. W ten sposób, programowo adekwatnie do sytuacji podejmowane są świadome, konkretne decyzje. Szanuję i doceniam pomoc darczyńców, dlatego nie ma miejsca na głupie, beztroskie czy bezsensowne wybory. Jak to w Kociej Mamie wszystko musi działać z rozwagą, precyzją i przede wszystkim konkretną wizją. O markę, skoro już się ją zbudowało, trzeba dbać każdego dnia!