Fundacyjny transport czyli auta Kociej Mamy

Transport. Od samego początku miałam kłopot z tą aktywnością. O ile sprawę komunikacji i przepływu wiadomości rozwiązałam dość szybko, zapewniając fundacyjne telefony, o tyle ze sprawą lokomocji miałam dość istotny problem.

Wiele działań wymagało posiadania dyspozycyjnego auta, a jak na złość, dziewczyny często pracują w trybie niekonwencjonalnym czyli ich etat nie jest normowany typowym, 8 godzinnym dniem pracy, do tego często nie posiadają prawa jazdy i nawet nie zamierzają go zrobić.
Tak więc, o ile jeszcze jakoś udawało mi się organizować transporty wyprawkowe, wolontariuszki rozwoziły je późnym wieczorem po skończonej pracy albo wykorzystując weekend, o tyle ustalenie kierowcy na edukację zawsze graniczyło z cudem i ta potrzeba generalnie niezmiennie była naszym najsłabszym ogniwem.

O skali problemu świadczy plakat zachęcający do wspierania w tej dziedzinie Kociej Mamy.
Dziewczynka na zdjęciu, Laura dźwigająca kontener liczy sobie niewiele ponad roczek, w chwili obecnej jest to dziewczynka uczęszczająca do drugiej klasy! Osiem lat musiało minąć, żeby i ten problem się rozwiązał.

Kilka razy w sytuacjach totalnie podbramkowych prosiłyśmy o pomoc naszych Sympatyków. Kiedy okoliczności wymagały natychmiastowego transportu chorych kotów,  zgłaszali się wrażliwcy i biegli z pomocą, ale na stałą, codzienną pomoc transportową nie mogłam liczyć. Transport przez lata był piętą Achillesową Fundacji.

Jak zwykle u nas wszystkim rządzi przypadek i intuicja.
Nieuchronnie zbliżał się czas edukacji, niezbędny stał się sprawny transport na żądanie, więcej, dużą rolę odegrała też aktywność Iwony w roli menadżerki, która dla utrzymania wiarygodności zabiegania o zasoby, wymagała szybkiego odbioru przedmiotów, a to z kolei wymagało jeżdżenia niemalże po całej Łodzi. Stałam pod ścianą. Jednak, nie mnie walić bezsilnie głową, jest problem momentalnie działam.

– Ania, przypomnij proszę plakaty zachęcające do wolontariatu, edukacyjny i ten transportowy-  podpowiedziałam pracującej na facebooku wolontariuszce.
Tym razem apel okazał się skuteczny.
Z pomocą w ogarnięciu transportu zgłosiło się kilka osób, wszyscy to oczywiście kociarze, a żeby było milej, niektórzy mają pociechy kocie adoptowane z Fundacji.

I to, co od lat spędzało mi sen z powiek, stało się na szczęście tylko wspomnieniem! Wreszcie mam cudowną ekipę transportową i tym samym zapewniony niesamowity komfort i spokój w pracy.

Swoim zwyczajem utworzyłam grupę. Rano, gdy spijam te swoje kawy, mam jeszcze jeden obowiązek: piszę jakie są na dany dzień zadania dla moich fundacyjnych kurierów. Z ogromną radością śledzę ich aktywność, zapał, gotowość , szybkość reakcji, entuzjazm ale i satysfakcję z faktu jak bardzo są Fundacji pomocni. Niby niewiele czynią, tylko jeżdżą powiedziałby ktoś, ale dzięki ich obecności tysiące trosk i problemów zeszło z mojej głowy.
Działamy jeszcze sprawniej, jeszcze prężniej, jeszcze bardziej efektywnie.

Dziękuję Autka, że jesteście i kręcicie się po Łodzi pełniąc ważną dla kotów misję.