Jak uzyskać miano „szanującej się fundacji”

 

Od początku aktywności na rzecz środowiskowych, byłam bardzo mocno określona zadaniowo, ale również etycznie i moralnie. Nie mamiłam nikogo obietnicami reguł czy zasad, które z uwagi na swoją radykalność rozwiązania były mi od zawsze obce, budziły wstręt, sprzeciw, negację.
Problem w moim przypadku tkwi w jednej prostej kwestii, od zawsze wiem po co i w jakim celu pełnię misję, która nadaje sens memu życiu. Bycie Szefową Kociej Mamy, to nie sposób na nudę, na kreowanie własnej osoby czy budowanie ideologii, to każdego dnia ciężka praca by tym, którym oddałam serce, stworzyć godne warunki do życia z człowiekiem albo bezpieczną przestrzeń w wybranym przez nich miejscu.


Różni ludzie starają się dołączyć do grupy. Szansę rzecz oczywista ma każdy, ale w jaki sposób spożytkuje moje zaufanie i jak dalej potoczą się wzajemne relacje nie mnie już to nadzorować. Raz stracone zaufanie niestety trudno jest odzyskać, bowiem zawsze mamy z tyłu głowy myśli o niesolidności, nieuczciwości, matactwie czy krętactwie. Zawsze w komunikacji wzajemnej prawda jest tą wartością, która zawsze obroni się sama i nigdy nie trzeba jej ubarwiać nawet w przypadku, gdyby nie do końca była dla nas wygodna.

Moje rozważania na temat pracy organizacji, jej wizerunku, marki i opinii w branży kociej zainicjowały wpisy na portalu społecznościowym dotyczące dyskusji na temat traktowania ślepych miotów. I powiem otwarcie, z pozycji nie tylko szefowej, ale kobiety, matki i kociary, gdyby nie moje zdecydowane przekonanie, że życie jest wartością nadrzędną, bezcenną i żadne inne względy nie przekonują mnie argumentowo za eutanazją, taki jest ogrom czytelników, poznają przeróżne wpisy, że miałabym ogromny mętlik w głowie i w sercu.
Otóż, niewinny post o maluszkach karmionych butelką, takich, którym do samodzielnego życia brakuje zaledwie kilku dniu, momentalnie wywołał falę hejtu w stylu: „Żadna szanująca się, dobrze pracująca organizacja nie rozmnaża bez sensu kociaków, ratując niesamodzielne istoty! Jedyną słuszną i prawidłową drogą jest eutanazja. Inaczej nie ograniczy się bezdomności. Głupotą jest ratowanie, kiedy schroniska są przepełnione!”.

Innego dnia, pod takim samym postem, ale zamieszczonym na innej grupie, hejtem obrzuca się te fundacje, które zgodne z ustawą poddają eutanazji przejęte mioty. Odsądza się je od czci i wiary, piętnuje jako te bez emocji, empatii, gani za słabą zdolność adopcyjną, skoro sięgają po takie rozwiązania. Przeciętny czytający te publikacje dostaje dosłownie kociokwiku od znoszących się i wykluczających wiadomości. Zagłębia się z niedowierzaniem w posty ludzi znanych z pracy w przeróżnych zwierzęcych formacjach, prezesów, ale i szeregowych wolontariuszy i kompletnie nie rozumie, gdzie faktycznie tkwi źródło prawdy prosząc Opatrzność by nie musiał stawać przed takim dylematem, bo kompletnie nie wie, czy kierować się głosem serca, rozumu swojego, jak wybrać którąś z dwóch skrajnie różnych opcji.

Chcąc sumiennie przybliżyć skomplikowany temat, pomóc rozdartym decyzyjnie kociarzom, postaram się odrobinkę uporządkować bardzo delikatny problem. Mając za sobą ponad 20 lat pracy społecznej, pamiętam dokładnie swoje początki bycia liderem kociej grupy. Wtedy to już panował jasno określony kodeks, w myśl którego każde życie, a więc także i kocie jest dobrem chronionym, bezcennym, zobowiązującym organizację do jego obrony i stworzenia godnych warunków bytowania, a w odpowiednim czasie przygotowania do adopcji.
Tego zapisu trzymamy się od lat. Obowiązywał, obowiązuje, nadal będzie trwał.
Działacze jak zwykle przy okazji poruszania tematu ślepych miotów, mylą kilka dość istotnych w naszej pracy czynników, jednym z nich najważniejszym jest niestety kondycja finansowa organizacji. To nie zapisy w ustawie modelują nasz wolontariat, ale przykro mi to mówić, finanse. Nikt, kto boryka się z problemami z zapłatą za faktury nie będzie dokładał kosztów, dość znaczących dodam, wynikających bezpośrednio z opieki nad oseskami. Mleko początkowe, podkłady, dobrej jakości karma i opieka medyczna, to są składowe, których unika się korzystając z możliwości eutanazji.
Argument o zapełnionych schroniskach jest niestety dowodem na źle prowadzone i zarządzane schroniska, w których to zwierzęta egzystują latami. Dzieje się tak, bowiem tak naprawdę nikomu nie zależy na dynamicznych adopcjach, ponieważ pobyt zwierząt opłacany jest przez gminę i to one są gwarantem określonych profitów. Latami zamieszkują w klatkach, starzejąc się, często popadając w depresję, apatię, obojętność. Każda dobrze prosperująca organizacja za punkt honoru stawia sobie płynność w adopcjach. Tylko w ten sposób można stwarzać wolną przestrzeń do ratowania kolejnych. Nas nie stać na trwałe zamykanie domów tymczasowych, nie możemy sobie pozwolić na komfort trzymania rezydentów. Kondycja nasza, a co za tym idzie wsparcie przekazywane od darczyńców zależy bezpośrednio od rezultatów pracy na rzecz zwierząt. Jesteśmy uważnie obserwowani każdego dnia. Planowanie jest podstawą każdej interwencji, więc wszystkie decyzje muszą być dobrze rozważone, przemyślane, opracowane. Nie umiem traktować zwierząt z charakterystyczną dla innych nonszalancją, nie przejmując się losem niesamodzielnych, ale zdecydowanie odrzucam również zachowania skrajnie histeryczne, zabarwione nadmierną dozą empatii, nacechowane brakiem zdrowego rozsądku.

Nie popieram wartościowania zwierząt kategoriami ludzkimi, zawsze optuję za umiarem, sięganiem po tak zwany złoty środek mający za cel przede wszystkim zapewnienie opieki kotu, ale bez popadania w przesadę. Należy pamiętać jakie są cechy najważniejsze każdego gatunku mieszkającego na naszym globie. Ta świadomość, jakie są cele, potrzeby i misje każdego zwierzaka, pozwoli nam i przyszłym opiekunom zapewnić optymalne warunki do dobrego życia.
Wszystkim, którzy nie do końca potrafią zająć jednoznacznie określone stanowisko, nieustannie rozważają obie opcje, jako te dopuszczalne, zachęcam do przeprowadzenia rozmowy z samym sobą.

Polega ona na wypisaniu w dwóch rubrykach podzielonych na tematy: za eutanazją i przeciw, naszych i tylko naszych argumentów na przykład: za- szanuję życie, jest cudem natury; przeciw- jest zbyt dużo kotów, zatem powiększam bezdomność.
Pozycje w każdej z rubryk pokażą w jakim kierunku bardziej się skłaniamy, ale gdyby ten eksperyment i tak definitywnie nie pomógłby w decyzji, zapraszam na fanpejdż Kociej Mamy, może przy jego pomocy uda się dokonać właściwego wyboru.