Jeden ze sposobów jak się trafia na czarną listę

– Czy pani XX? Dzień dobry, Iza Milińska, szefowa FKM, ma pani chwilkę, żeby porozmawiać? Mam jedno pytanie: dlaczego pani w internecie kłamie?

Po drugiej stronie słuchawki, po pierwszym odruchu radości, zapadła cisza, konsternacja.

– Nigdy tego nie robiłam, aż do dziś – wyjaśniłam – Przeważnie to dziewczyny zbierają potrzebne mi informacje. Ale czekałam na adopcję, weszłam na pani profil, popatrzyłam, jakie posty pani udostępnia, i trafiłam na zbiórkę na Pomagam.pl, a tam pisze pani o 13 kotach, którym pomocy odmówiły wszystkie łódzkie fundacje. Czy zatem mi się śnią kociaki w Pupilu, Vetmedzie i domu tymczasowym Dorki? Dlaczego szkaluje pani moją Fundację? Przyjęłam, leczę, pokrywam koszty. Jest mi ogromnie przykro, tylko tyle powiem. Z pani strony nie otrzymałam żadnego medialnego wsparcia, nie udostępnia pani moich podopiecznych gotowych do adopcji, słowa na profilu nie ma na temat Fundacji Kocia Mama. Cieszy się pani z adopcji dwóch kociątek z Pupila, ale pisze pani o tym tak, jakby poszły w świat in cognioto, a nie a umowę Kociej Mamy. Zaskakuje mnie pani zachowanie, hipokryzja i zakłamanie!

Po moim monologu nastąpiły nieudolne próby tłumaczenia, jakieś nerwowe poprawianie wpisów na facebooku. Niesmak i niedowierzanie, że można aż tak manipulować opinią publiczną, jednak pozostały…

Dlaczego doszło do tej rozmowy?

Tę interwencję zgłosiły jednocześnie dwie wolontariuszki: Maryla i Monika. Gdzieś na Radogoszczu, pod blokiem karmicielka odkryła kocie stadko liczące, bagatela, 12 wyrostków. Stan zdrowia różny, ale zdecydowanie wymagający hospitalizacji, wyraźnie wszystkie miały w różnym stadium koci katar.

– Dziewczyny, mowy nie ma, szpilki nie wcisnę, mam prawie 100 kotów w Fundacji. Adopcje stoją. Niech pani szuka pomocy u innych, świat się nie kończy na Kociej Mamie.

Drążyły dalej.
Zaczęła Maryla:
– I tak muszą być przeleczone, zatem najpierw trafią do lecznic, zyskamy na czasie. Są rude, szylkretki, czarne, jakieś bure.
– Ale mają blisko trzy miesiące i już nauczone są życia na wolności! Nie mamy czasu oswajać. Lecznica przebada, da sygnał do zabrania i gdzie je wtedy wsadzę? Wszędzie kotów po kokardy, sama koło 9 codziennie chodzę.

Następna była Monika:
– Pani zadeklarowała wsparcie, opłaci pierwszą wizytę diagnostyczną.
– Leczenie, wyżywienie, opłata za szpital no i szczepienie spadnie na nas, tymczasowanie też. Masz tego świadomość? Podlicz koszty!

Jednak to moje drugie ja siedzące z tyłu głowy, znowu się załączyło i przeszkadzało pracować. „Rozumiem, masz dużo kotów, jedzenie i żwir znika w błyskawicznym tempie, leki także kosztują, faktury za miesiące kociakowe opiewają na spore kwoty… Ale zobacz, zawsze sobie radzisz, ludzie lubią Fundację, wracają do Ciebie po koty, nie zakacasz ani siebie ani domów tymczasowych. Wiesz jaki może być efekt Twojej odmowy? Wyłapią rude, szylkretki i trkolorki, a bure i czarne padną pod płotem. Będą skazane za kolor swego futra. Dasz radę żyć z tą świadomością?”

Zdecydowałam!
– Monika, prowadzisz interwencję. Daj pani zielone światło, niech łapie, uprzedź lecznice- wskazałam dwie- nadzoruj ustalenia.

Informowała na bieżąco. O liczbie złapanych, o stanie zdrowia faktycznym, potwierdzonym badaniem, o dzikości, reakcji na kontakt z człowiekiem.

W tydzień karmicielka zapakowała po brzegi dwie współpracujące z Fundacją kliniki.
Okazało się, że kocięta w Pupilu mają chlamedziozę, sieją, zatem muszą być w izolatce w szpitalu. U miotu w Vetmedzie stwierdzono ostrą formę kociego kataru, też raczej szybko z lecznicy nie wyjdą. Koszty rosły…
Ale już nie było odwrotu.

Minęło kilka dni.
Monika raportowała:
– Karmicielka złapała ostatni miot, jest jeden kociak więcej. Co mam zrobić z tym nadliczbowym, trzynastym?
– Przyjmij, przecież nie zostawimy samego. W naszej sytuacji małe kocię nie ma znaczenia i tak już szarżujemy.

Chyba w tym przypadku nie muszę stawiać kropki nad i. Każdy, kto mnie zna, wie, jaką podjęłam ostatecznie decyzję. Kociaki są w Kociej Mamie i od nas pójdą w świat. Pani dziękujemy za dalszą współpracę, straciła wiarygodność, obrażając Fundację.

Tłukę od lat, że nie zależy nam na hymnach dziękczynnych, na super podziękowaniach. Robimy to, co kochamy, bez względu na okoliczności i tak nadal będziemy ratować koty. W wyniku zachowań karmicieli pamiętamy interwencje nadając im tytuły robocze. Ta już funkcjonuje jako 13 rudych od kłamczuchy!