jesiennie

Sytuacja powtarza się każdego roku o tej porze, ludzie dzwonią z prośbą o przyjęcie kotów. Argumentacja jest nieustannie taka sama, idzie zima, a oni niestety się lekko zagapili, nagle jakby było to pierwszy raz budzą się, iż niebawem nadejdzie czas zamknięcia działki na dwa sezony. Nagle nachodzi ich pytanie co dalej z kociakami się stanie.


To, czy jesteśmy wściekłe na takie zachowanie, na skrajną bezmyślność, to inna kompletnie kwestia, staramy się powstrzymać od kąśliwych uwag, od przykrych dla opiekunów komentarzy i przyjmujemy te kocie bidy, upychając szczególnie te chore do klinik. I tu zaczyna się jazda.
Biorąc maluchy zachęcamy do aktywności, do podjęcia próby zabezpieczenia pozostałych, żeby przynajmniej się nie rozmnażały. Skoro żyją w znanej sobie przestrzeni, znają otoczenie, nie grozi im żadne niebezpieczeństwo, to mogę przekazać budy, by ułatwić przetrwanie zimy.

I w 8 na 10 przypadków zachowanie jest takie samo. Propozycja fundacji, żeby zrobić porządek nawet bezkosztowo, jakby nie trafia do przekonania. Nie podejmują żadnego wysiłku by uniknąć kolejnych niechcianych miotów, wręcz przeciwnie, oczekują od nas ludzi fundacji, że za nich rozwiążemy wszystkie problemy. Przekazują chore kociaki i wszelki słuch po nich ginie. W ten oto sposób nam wzrastają tęczowe statystyki.

Nie mogę odmówić przyjęcia, nawet jeśli mam świadomość beznadziejnego stanu zdrowia, wyniszczenia i wycieńczenia.
Jedyne co mogę zrobić dla tych maluszków to spróbować podjąć walkę zgodnie z przekonaniem, że nadzieja umiera ostatnia.
Nie wszystkie próby kończą się dramatem. Bywa, że i wygrywamy, wtedy radość z odniesionego sukcesu dodaje nam wiatru w skrzydła.
Od lat powtarzam te same regułki, nie bądźcie wobec środowiskowych obojętni. Fundacja wszelkie aktywności ułatwia, proces odławiana i zabezpieczenia przebiega sprawnie. Jest to tylko jednorazowy wysiłek, potem już tylko nasza opieka sprowadza się do stawiania kociakom pełnej miski.

Dobry opiekun to świadomy opiekun.
Kastracja i sterylizacja eliminują wszelkie problemy. Koty bytują w środowisku, pełnią kocie misje a opiekun oprócz porządku w obejściu i braku niechcianych gryzoni ma satysfakcję ze spełnionego dobrego uczynku.
Przez lata pracy nauczyłam się, że nie zawsze trzeba do serca brać uwagi i spostrzeżenia ludzi ocierających się o fundację. Bardzo często ich opinie budowane są nie na autentycznych faktach, a na wyimaginowanych wymyślonych sytuacjach, które mają usprawiedliwić ich pasywne relacje z kotami, którymi się opiekują.

Sytuacje takie zawsze budzą we mnie bunt. Nie rozumiem, jak można jednocześnie karmić i biernie przyjmować nieustanne rozmnażanie. Przez lata pracujemy edukując opiekunów, pokazujemy ewidentne korzyści wynikające z procesu zabezpieczenia przed rozmnażaniem, jednak bardzo często nasze wysiłki spotykają się z totalnym brakiem zrozumienia.
Nie umiem się pogodzić z takim zachowaniem, nie rozumiem dziwnej bierności. W szczególności, iż fundacja wiele kłopotów i utrudnień proceduralnych zdejmuje z karmiciela.