Kocia opowieść wigilijna

Wigilia – dzień pełen magii, ciepła, prezentów, miłych życzeń. Jakoś tak dziwnie się dzieje, ale tego dnia staramy się zapomnieć urazy i żale. Spuścić zasłonę niepamięci na krzywdy i przykrości, których doznaliśmy od innych świadomie lub w wyniku zbiegu dziwnych okoliczności i sytuacji. Przeważnie staramy się spędzić ten dzień w gronie rodzinnym, obdarowując najbliższych drobnymi prezentami.

Atmosfera tworzy się wprost proporcjonalnie do upływu tego dnia i w miarę zbliżania się pory witania pierwszej gwiazdki. W każdym domu od rana panuje świąteczne zamieszanie. Idziemy na spóźnione ostatnie zakupy, ubieramy stroiki, przyprawiamy potrawy. I jest jeszcze jeden miły zwyczaj, a mianowicie składamy sobie wzajemnie życzenia. Forma jest różna, adekwatna do wieku i przystępnych narzędzi, dlatego piszemy e-maile, przesyłamy zabawne memy, wstawiamy wiadomości na czat lub wysyłamy sms-y.

Ja, z uwagi na natłok zadań, obowiązków i nagłych niespodziewanych sytuacji związanych, rzecz jasna, nie z obowiązkami zawodowymi czy rodzinnymi, a oczywiście z fundacją, od dawna nie składam indywidualnie życzeń. Wprowadziłam fajny zwyczaj, który stał się już tradycją, iż Emilka przygotowuje świąteczny plakat, a ja łączę osobiste, prywatne i funkcyjne życzenia, pakując do jednego worka, rodzinę, przyjaciół, wolontariuszy, sympatyków i darczyńców. Czynię to z przyjemnością i konsekwencją, ponieważ cała ta gromada jest mi szalenie bliska i z serdecznością o nich ciepło myślę.

Tego dnia, jak zwykle wstałam nastawiona niezwykle pozytywnie, nadal drzemie we mnie coś z małej dziewczynki i niezwykle lubię klimat domu, jaki tworzy się dzięki ubranej choince, stroikom, migającym lampkom i wiszącej pod sufitem nowej ogromnej jemiole.

Najpierw wyczesałam koty, potem podałam im leki, wiadomo, mam piękne rasowe, ale niestety chore.

Kolejnym krokiem było założenie słuchawki, a potem zaczęłam lepić pierogi. Zawsze tak robię, bowiem już tradycyjnie telefon zawsze dzwoni w chwili, kiedy mam zajęte ręce.

Tak, rzecz jasna, było i tym razem.

Zamyślona planowaniem kolejnych czynności, byłam lekko oderwana od rzeczywistości, kiedy miła pani z jakby zażenowaniem, że przeszkadza, ale jednak zdecydowała się po moim przemiłym sms-ie zadzwonić z życzeniami.

-Ależ to jakaś pomyłka, ja nie piszę sms, zresztą też rzadko je czytam – zaczęłam wyjaśniać.

Myślę, że kobieta do końca życia będzie żałować, że mimo moich wyjaśnień brnęła dalej.

-A do kogo się dodzwoniłam? –dopytuje.

-Iza, Kocia Mama- wyjaśniam i zaczynam kojarzyć ten dystyngowany głos.

– Ależ my się przecież znamy, co za zbieg okoliczności, pomyliłam Izy, tamta to koleżanka syna, a ja kotkę pani zimą przekazywałam, urodziła kociaki na działce, nikt nie chciał pomóc… Życzę pani fundacji dużo pieniążków, żeby nadal pani mogła ratować…

-Tak, przypominam sobie panią, obiecywała pomoc w żywieniu kotki, jednak żadna nawet mała wyprawka nie dojechała przez 8 tygodni – po drugiej stronie zapadła cisza ewidentnie wywołana zmieszaniem, zażenowaniem, konsternacją.

-Dobrych życzeń nigdy się nie odrzuca, zatem dziękuję, ale wolałabym raczej brak deklaracji, niż jakieś obietnice, których nie zamierzała pani realizować, bo takie zachowanie jest bardziej dojrzałe, uczciwe i kulturalne.

Ucięłam szybko rozmowę, bo w jakim celu w tak fajnym dniu miałam kobietę bardziej pogrążać. I tak los splatał jej niezłą niespodziankę fundując nieoczekiwaną rozmowę ze mną.

Nie raz wspominałam o tej mojej dziwnej intuicji, która generalnie bardziej ułatwia niż utrudnia podejmowanie dość skomplikowanych decyzji, pomaga w obnażeniu fałszu, ułudy, manipulacji.  Doświadczenie z wigilii skłania do oczywistych refleksji. Za wszystko, czego sprawcami jesteśmy, przyjdzie niestety nam zapłacić, szczególnie za dobre i złe uczynki.

Czy jest mi przykro z powodu tego incydentu, raczej nie, bo sytuacja w żaden sposób nie była inicjowana przeze mnie, to ktoś inny zadbał o to, żeby pani otrzymała należną rekompensatę!

Wyciągajmy wnioski, uczmy się, bądźmy mądrzy, by nie mieć takich atrakcji, szczególnie w wigilię!