Ku przestrodze

Ta historia zdarzyła się nie tak dawno i niestety nie jest tworem mojej wyobraźni. Przytaczam ją nie po to by wzbudzać sensację, chcę pokazać, że nieodpowiedzialne decyzje mogą szkodzić a nie pomagać jak, rzecz jasna, było pierwotnym założeniem. O tych kotach bytujących gdzieś na wsi nieopodal Ozorkowa słyszałam od ponad roku, u pewnego pana mieszka i koci się kotka, bo tak jego zdaniem jest zgodnie z naturą.

Żaden argument nie przemawia mu do rozsądku, uporczywie odmawiał przekazania kotki na zabieg. Z miotu poprzedniej jesieni uchowała się oprócz matki rodu jedna cudna łagodna trikolorka, a teraz kolejny miot wchodzi w 3 miesiąc, czyli za moment i one albo padną ofiarą dzikich psów czy lisów, albo zdziczeją w obejściu i będą się mnożyć we własnym gronie.
Nikt mnie nie uprzedził, że właśnie nadeszła pora kociej ekspedycji ratunkowej i kobiety sąsiadki opornego opiekuna postanowiły wziąć sprawę w swoje ręce.
Po kryjomu, ukradkiem pojechały po kociaki. Złapały młodą kicię i czworo jej młodszego rodzeństwa. Na podwórku została matka i dwa jeszcze kociaki.
Kiedy po nie pojadą nie wiem, ale mam nadzieję, że to co zrobiły oduczy je wyręczania weterynarzy!

Nie mam pojęcia jaka była motywacja ich postępowania, nie rozumiem kompletnie głupiego zachowania, nawet do głowy by mi nie przyszło, że kobiety zachowają się tak nieodpowiedzialnie.
Miały pojechać po kociaki, takie było ich zadanie. A one kompletnie bezmyślnie do jedzenia wrzuciły tabletki na odrobaczenie. Nie ważyły kociaków, nie dostosowały dawki do wagi, Na domiar jeszcze wylały na kark preparat na pchły i kleszcze, także bez konsultacji z weterynarzem. Kiedy usłyszałam przez przypadek, że jedno z kociąt zaczęło dziwnie się trząść zaczęłam drążyć temat. Szybko łączyłam kropki wymuszając na opiekunce kolejne informacje.
I co się okazało. Kobiety zwyczajnie otruły kotkę.

Ta najmniejsza, najłagodniejsza tak się rzuciła na jedzenie, że zjadła tabletki na odrobaczenie przeznaczone dla całego stada, reszty dokonał wylany na kark preparat! Mimo natychmiastowej pomocy, płukania kroplówkami, kotka odeszła za Tęczowy Most!
Na nic teraz płacz opiekunki, na nic lamenty i żale. Nikt nie zwróci kotce życia!
Tyle razy powtarzam: nie bawmy się w lekarzy! Róbmy co do nas należy, kiedy złapiemy kota na ogląd idziemy do lecznicy.

Pani chciała dobrze, ale finał historii jest przykry. Nie jest moją wolontariuszką na szczęście, bo wstyd mi było mieć w gromadzie taką bezmyślną kobietę.
Nie słucha co się do niej mówi, stara się zagadać fakty, ale szkoda, że takim kosztem, dostała niezłą nauczkę. Na ile przemówi jej to doświadczenie do rozumu, nie umiem przewidzieć. Jest w wieku, kiedy ludzie myślą, że wszystko wiedzą najlepiej. Na razie porażona tym co się wydarzyło, stosuje się do moich nakazów, ale na ile wystarczy jej ta lekcja czas pokaże.
Tyle razy powtarzam, skupmy się na tym co umiemy: karmy, oswajajmy, czyśćmy kuwety, nie wyręczajmy lekarzy, bo potem ciążą na sumieniu niepotrzebnie takie doświadczenia.