Nie pierwsza taka sytuacja

 

Niestety, nie jest to pierwsza ani tym bardziej incydentalna sytuacja. W ten sposób bardzo często zachowują się osoby, które całemu otoczeniu wmawiają, jakie są społeczne, niezwykle wrażliwe i spolegliwe, ale niestety sytuacje, które są wypadkowymi ich zachowania, pokazują bardzo mocno prawdziwe oblicze i charakter. To, że Kocia Mama słynie z podejmowania się trudnych interwencji, wiedzą wszyscy. Zawsze, od lat, każda totalna bida ma zielone światło i priorytet.


Tym razem zadziało się typowo, rutynowo, standardowo. Kiedy do kliniki pani przywiozła poturbowanego kota, któremu ratując życie, trzeba było amputować łapkę, personel bez wahania wskazał Kocią Mamę jako tę Fundację, która z pewnością nie wymiga się od pomocy. Jak zwykle, tradycyjnie, karmiąca dotąd kota osoba nie mogła w żaden sposób zapewnić pooperacyjnej opieki. Nie byłam przygotowana na taki natłok informacji dotyczących życia prywatnego, a kompletnie nie łączących się aktywnością, by znaleźć mu dom tymczasowy u znajomych, przyjaciół czy rodziny. Wiedziałam, że zawsze jakoś spadnę na cztery łapki, a mając świadomość, że klinika uwolniła panią od kosztów, obiecałam pomoc, licząc na konstruktywną współpracę. Każdy by tak postąpił, słysząc aż takie lamenty.

Jednak tym razem kompletnie się pomyliłam.
Zmęczona aktywnością związaną z przyjęciem ponad 90 kotów z Ukrainy, przyznam szczerze, że byłam niezbyt czujna, by jasno określić granice i zaangażowanie osoby przekazującej kota.
I tym sposobem kobieta uznała, że jeśli już łaskawie „uratowała”, to dalsza jej aktywność i wszelkie obowiązki przejmuje Kocia Mama i jej wolontariuszki.
Kot został zoperowany, przebywał w klinice zaopiekowany przez Fundację, czyli mówiąc wprost, był „na naszym garnuszku”.

Żeby kota przewieźć do domu tymczasowego w Ozorkowie, korzystałam z pośrednictwa kliniki, bowiem pani odrzucała moje telefony, oburzona nagłymi dziwnymi dla niej roszczeniami. Na szczęście udało się doprowadzić do wykonania jednego transportu przez dotychczasowe opiekunki. Załadowałam auto po brzegi żwirkiem, karmą i podkładami higienicznymi mając świadomość, że skoro kobiety i tak jadą, to choćby w ten sposób mogą wesprzeć Fundację.
Filipek pojechał, ale dom został wybrany trafnie, bowiem chcąc uniknąć wożenia i dokładania niepotrzebnego stresu, opiekunkami zostały pielęgniarki. Dziewczyny są biegłe w robieniu zastrzyków, zmianie opatrunku czy podaniu kroplówki, nie mówiąc już o zdjęciu szwów czy prowadzeniu koniecznej po amputacji rehabilitacji.
I tym razem nie obyło się bez narzekania w stylu: czy kaleki kot ma szansę na fajny dom, dlaczego początkowo musi spędzać czas w klatce i wiele innych usłyszały dyrdymałów, świadczących o braku elementarnej wiedzy o pracy z kotami, szczególnie tymi po operacji.
Kobiecie udało się zmęczyć i te nad wyraz spokojne, opanowane i wyrozumiałe dziewczyny!
Najlepsze wiadomości zostawiłam sobie na deser. Otóż: w żadnym nawet stopniu nie pomogły mi w opiece, żywieniu czy leczeniu. Co więcej, nawet swojego błędu nie były w stanie naprawić, bowiem nie dowiozły zapomnianej książeczki zdrowia i mimo, iż odczytują moje wiadomości, to ignorują je kompletnie.

Znam dane tych pań, posiadam wiedzę, w którym miejscu karmią koty i mam nadzieję, że nigdy więcej nie ośmielą się kontaktować z Fundacją, pamiętając o wstydzie, który same sobie i na własne życzenie zafundowały.
Od lat powtarzam, jestem tak dziwną osobą, prowadzę tak dziwną Fundację, której nie trzeba obiecywać cudów, opowiadać bajek ani hymnów o swojej wrażliwości. Dla mnie podstawą miary wielkości człowieka są czyny, spełniane obietnice, a nie czcze gadanie, którego celem jest dowartościowywanie własnego ego!

To, że jestem wściekła na obie panie, nie oznacza w najmniejszym stopniu, że pogniewam się na koty, jeśli zajdzie potrzeba pomocy. Jak zwykle wesprzemy, tylko warunki wspólnego działania będą opisane na papierze firmowym. Papier brudzi niestety i jest bezlitosnym dokumentem. Słowa wypowiedziane w trakcie rozmowy można dowolnie, z korzyścią dla siebie, interpretować. Z tego powodu, a zawsze się tak dzieje, kiedy moja cierpliwość się wyczerpie, przestaję respektować od dziś słowne umowy i ustalenia, bo niestety mało jest osób, które je doceniają, szanują i respektują.