Nie umiałam odmówić

To jest publiczna tajemnica znana wszystkim kociarzom naszego miasta, kiedy kot się „popsuje”, w sensie ciężko rozchoruje albo konieczny jest natychmiast kosztowny zabieg chirurgiczno-ortopedyczny, wszyscy zwracają się, rzecz oczywista, do Kociej Mamy. Ten fakt stał się już regułą, bowiem nigdy nie odmawiam. Kładę kota na stole, a potem dopiero się martwię i zastanawiam, jak zdobyć pieniądze, by uregulować otrzymaną fakturkę.


Za zabieg ratujący kotce połamaną łapkę powinna płacić Maryla, bowiem wywołała wilka z lasu składając mi raport po powrocie z urlopu: „Było strasznie nudno, nikt nie zgłaszał kociaków do karmienia, żaden kot nie wypadł z okna!”. W odpowiedzi usłyszała: „Nie kracz!”.
No i stało się.

We wtorek rano zadzwoniła zapłakana dziewczyna, trudno się było przebić przez wypowiadane w emocji słowa. Stres, lęk, obawa o życie i zdrowie kotki wywołały takie emocje, iż nie mogłam spokojnie przeprowadzić wywiadu, by uzyskać jakieś konkretne informacje o samym zdarzeniu i jakie już zostały podjęte działania pomocowe.

Nie zdziwiłam się wcale, że wszystkie łódzkie organizacje słysząc, że jest to właścicielska kotka stanowczo odmówiły. Żadne prośby, obietnice ani argumenty opiekunki nie wpłynęły na zmianę decyzji. Zabezpieczenie kotki natychmiast po wypadku w renomowanej, świetnie wyposażonej klinice wyniosło 350 zł, taki był koszt prześwietlenia, opatrunku miękkiego i podania zastrzyku przeciwbólowego. Kolejna wizyta wyznaczona była na wtorek, ale dziewczyna już zadłużona bała się rozmawiać o kosztach operacji. Nie muszę dodawać, że kotka jest znajdą, a opiekunka samotną matką z 11 miesięcznym synkiem.

Blanka wypadła z drugiego piętra spadając tak niefortunnie, iż połamała sobie łapkę w dwóch miejscach, konieczny był zabieg stabilizujący kość łokciową i promieniową. Do tego dochodzą oczywiście badania, prześwietlenia RTG przed operacją, ale także i kontrolne co 3 tygodnie, koszty związane z rehabilitacją, usunięcie wszczepów po trzech miesiącach. Sytuacja trudna. Dziewczyna szlocha, kotka cierpi, a ja nie mam ani sumienia, ani serca żeby idąc śladem innych odesłać ją z kwitkiem.

Ból złamanej ręki znam doskonale i nie umiem w takich sytuacjach zimno odmówić, chowając się za statusem zwierzaka. Wypadki każdemu się zdarzają i tym domowym, i środowiskowym.
Wdzięczna jestem Szefowi kliniki Amicus, że jeszcze tego samego dnia, we wtorek nie tylko przyjął Blankę na wizytę, ale także przeprowadził zabieg. W takich okolicznościach pracuje się komfortowo. Jak zwykle tradycyjnie proszę Sympatyków o pomoc w opłaceniu faktury. Dobre serce i wrażliwość nie zawsze idą w parze z wystarczającą ilością pieniędzy, by w każdej sytuacji być niezależnym.

Opiekunka kotki obiecała osiatkować okna, na szczęście nie posiada balkonu, co zdecydowanie obniża koszty, a ja z całego serca proszę o wsparcie. Mam świadomość, iż najlepiej spinają się teraz wszystkie cele pomocowe dedykowane Ukrainie, ale Fundacja Kocia Mama też nie odwróciła oczu od biedaków cierpiących z powodu wojny. Jako jedna z pierwszych przyjęła prawie stu ukraińskich mruczących uchodźców, teraz proszę o pomoc dla polskiej kotki. Razem możemy więcej i nie jest to w naszym przypadku pusty frazes.