Od nieśmiałości do aktywności

Tym razem opowiem o kolejnej kobiecie, która weszła na pokład Kociej Mamy poruszając się na nim z pewną nieśmiałością, raczej stojąc z boku, przyjmując zadania, które raczej sprowadzały się do pracy w małej grupie. Jeździła na kiermasze, rozwoziła wyprawki, porządkowała fanty w siedzibie, aż pewnego dnia poprosiłam, by towarzyszyła mi podczas edukacji. Wszyscy wiemy, jak się żyje i planuje w czasie pandemii. Kwarantanna i izolacja wywracają często do góry nogami najlepiej sporządzony plan czy scenariusz projektu.

Kreatywność i błyskawiczne przystosowanie się do nieoczekiwanych dziejących się nagle okoliczności, to chyba najważniejsza cecha, dzięki której zarówno ja jak i Fundacja często unikamy kolizji, czy wychodzimy obronną ręką z przeróżnych opresji.

Kiedy Blanka pierwszy raz uczestniczyła w kocich zajęciach, aktywność nawet przed takim małym forum jakim jest grupa przedszkolnych dzieci była wręcz niemożliwa. Dziewczyna była spięta, miała kłopoty z koncentracją, za śmiechem starała się ukryć niepewność i przerażenie. Mam świadomość, że nie każda wolontariuszka zaczynająca pracę z ekipą dojrzałych w temacie edukatorek od razu będzie się czuła jak ryba w wodzie. Dziewczyny wdrażając się w aktywność uczą się także przełamywać własne opory, obawy, tremę przed publicznością nawet jeśli są to dzieci czy młodzież, ale pomaga im w tym przede wszystkim poznanie schematu i tematu każdych zajęć.

Nowym osobom na początek powierzam małe zadania: częstowanie cukierkami, rozdawanie gadżetów reklamowych, malowanie kocich uszu i wąsików. Z czasem i one nabierają odwagi i same podrzucają ciekawe tematy, by jeszcze bardziej urozmaicić projekt.
Po kilkunastu odbytych spotkaniach znika panika przed samodzielnym prowadzeniem zajęć.
Staram się wpoić jedną najważniejszą zasadę niezwykle ułatwiającą pracę: zarówno dzieci jak i ich opiekunowie przyzwyczajeni są do faktu, że każda lekcja prowadzona jest w innym stylu, zmieniają się tematy prelekcji w zależności od nastroju prowadzącej i publiczności. Wiele barier pokonują pracując ze mną, Anią czy Kasią. Nasza trójka zawsze stanowi trzon zespołu nie licząc kota, bo to on zawsze jest największą gwiazdą. Kiedy edukatorka nauczy się panowania nad emocjami swoimi, ale i dzieci, to osiąga pierwszy najważniejszy sukces. Kolejne szczeble to właściwe zaplanowanie przebiegu lekcji, poprzez zmianę rytmu pracy, tak żeby i dzieci były aktywne.

Kiedy kilka tygodni temu zapytałam niewinnie: “Blanka, czy poprowadzisz pogadankę samodzielnie?”. Dziewczyna stanowczo odmówiła. Nie naciskałam, połączyłam po prostu klasy.
A teraz proszę, wystarczyło dać jej więcej czasu a podrzuciła niezwykle ciekawy temat, który łączył się zarówno z kotami jak i jej aktywnością wynikającą z branży, w której pracuje. Wiedza używana na co dzień pomogła przełamać niepewność i nieśmiałość i jednocześnie pomogła nabrać odwagi, bowiem opowiadała o aspektach, którymi się zajmuje każdego dnia.
Teraz już jestem pewna, że mam kolejną pomocnicę i jeśli ponownie poproszę o podjęcie prowadzenia zajęć nie spotkam się już z odmową.

Zmiany zachodzą nie tylko wśród wolontariuszek, dotyczy to również kotów.
Od lat wszystkie moje mruczki, nie tylko te zdrowe, biorą udział w kociej edukacji.
Pomagają skupić uwagę, ale i są fajnym tłem do moich opowieści. Iwan kiedyś pracował ubrany w szelki, jednak zauważyłam iż ewidentnie sprawia mu to dyskomfort, dlatego odważyłam się na eksperyment i zrezygnowałam z nich. Jak zwykle intuicja mnie nie zawiodła i właściwie odczytałam przekazy kota. Bez szelek Iwan pracował totalnie w innym stylu. Sam wychodził z kontenera, robił obchód utworzonego przez dzieci kręgu, barankując lub zachęcając do głaskania swojego futra.
Pokazał mi po raz kolejny, iż doskonale rozumie swoją rolę w projekcie, ale nie godzi się na żadną formę ograniczenia czy kontroli, chce by uznać jego status partnera. Od tamtej pory wożę ze sobą szelki, ale nie zakładam ich kotu, są tylko i wyłącznie narzędziem pokazowym jak kontener, szczotka do czesania, butelka do karmienia czy książeczka zdrowia.
Uczymy się każdego dnia, wyciągamy wnioski, a wszystko to zmierza finalnie by praca była także radością i satysfakcją. Teraz Iwan jest liderem zespołu, bowiem i on dzięki swojej potrzebie niezależności podrzucił mi kolejny ciekawy temat. Otóż opowiadam, dlaczego rasowe koty mieszkają ze mną i dlaczego ja szefowa Fundacji, która ratuje generalnie środowiskowe dachowce, w swoim domu dałam im schronienie, opowiadam o ich cechach charakteru, o potrzebach, o formie komunikacji. Bardzo pomaga mi w tym internet i nasza strona, bowiem okoliczności w których koty trafiły do mnie są niezwykle ciekawymi prowadzonymi przez Fundację interwencjami ratującymi im życie.

Tłumaczę, z jakich powodów jedne rasowe oddaję do adopcji, a dlaczego akurat te zostały u mnie. Praca przez ponad 20 lat w kociej branży jest niesamowitą bazą, na którą składa się wiele, niekiedy przedziwnych, sytuacji i okoliczności. Najważniejsze w projekcie edukacyjnym jest to, że kontakt z dziećmi sprawia nam autentyczną radość i ta emocja pomaga nam pokonywać przeszkody i trudności wynikające bezpośrednio z szalejącego nadal wirusa Covid-19.