postaw-kawę-kociej-mamie

W dobie kryzysu trudniej jest prowadzić normalne życie, nie rezygnując z drobnych przyjemności. Mam na myśli krótkie wyjazdy, poznawcze eskapady czy urlopy, podczas których koimy skołatane nerwy, relaksujemy się przy dobrej książce albo zwyczajnie specjalnie modelujemy czas, by cieszyć się ciszą, spokojem, fundujemy sobie nudę w ramach terapii i wyciszenia bodźców. Wszystko, jak wiemy doskonale, zawsze łączy się z określonym budżetem. Praca zawodowa, życie rodzinne, to jedna bajka, druga jej strona to oczywiście inna, szalenie istotna dziedzina, a mianowicie, działanie społeczne.
W tym przypadku także u sedna, u podstawy właściwego funkcjonowania, leży określony, wcale nie mały, budżet. O ile z własnych przyjemności możemy zrezygnować albo je okroić, to prowadząc fundację od 16 lat, nie mogę nagle kociarzom radośnie oznajmić, iż zawieszam prace na kołku.

Na tym etapie i w obecnym wymiarze nie mamy innej opcji, jak tylko rozsądnie reagować na wszelkie pomocowe możliwości. Nikt nie ma patentu na wszechmądrość, tylko jest dziwna sytuacja, że często się zapomina, kto był pierwszą matką fajnego , sprawdzającego się w życiu pomysłu. Nie mam żalu, że inni biorą z fundacji wzór. Skoro mają z tej aktywności określone profity i generują je faktycznie zgodnie z deklaracją w zapisie statutowym, tylko należy się z tego faktu cieszyć. Analizując branżę naszą kocią, dość mocno specyficzną, zastanawiam się, kiedy faktycznie, zamiast się hejtować i obrażać, zaczniemy z szacunkiem współpracować. Nie znoszę traktowania innych z cynicznym wyrachowaniem. Dając szansę każdej, nawet małej, nieformalnej, opiekującej się kotami grupie, zawsze bardzo ściśle określam swoje oczekiwania i granice wzajemnego komunikowania. Kto ich nie respektuje, świadomie manipuluje, szybko wypada spod moich ochronnych skrzydeł.

Od zawsze ceniłam przede wszystkim karmicieli. Oni robią za nas najgorszą robotę, ponieważ systematycznie, codziennie, bez względu na pogodę, pełnią misję, obchodząc sumiennie swoje kocie rewiry i stawiając miski. Z tego powodu, od początku działania Kociej Mamy, wspieram systematycznie stałą, zaprzyjaźnioną grupę kocich opiekunów. Selekcja dokonała się w zasadzie sama, odpadli ci, którzy traktowali mnie jak przysłowiową dojną krowę, otrzymywali pomoc, a nie byli ani troszkę lojalni. Nie oczekuję czapkowania, usłużności czy podlizywania, liczę na rzetelną, konstruktywną współpracę, przy zachowaniu norm fundacyjnych. Główną, najważniejszą zasadą jest sterylizacja i kastracja stada. Kto nie spełnia tego warunku, nie może oczekiwać wsparcia. Nie nakładam na karmicieli obowiązku opłaty za zabiegi, to aspekt należący do naszych powinności, łącznie z wypożyczeniem sprzętu. Lenistwo i niedbałość prowadzi do rozrostu stada, a taka sytuacja się kłóci z naszymi wytycznymi.

Akcje, w których bierzemy udział, spinają się rozmaicie, raz lepiej, raz gorzej. Patrzymy oczywiście, po jakie narzędzia skłaniają się inni i sami staramy się podjąć określony wysiłek. Teraz zaczynamy zachęcać do zapraszania na kawę. Intencja jest czytelna, Ania przygotowała stosowny plakat informujący, w jakich płaszczyznach działamy, jakie aktywności wspomoże postawiona nam kawa.

Wybór jest oczywiście i należy do zamawiającego. Nie oczekujemy, że każdy wybierze najdroższą opcję, liczy się intencja i chęć wsparcia.
Kawa fajnie się kojarzy. Kociarze także od niej nie stronią. Sama jestem fanką kawy w dosłownie każdej postaci, ale zależnie od pory dnia. Na rozbudzenie lubię mocną, w ekspresie parzoną, w ciągu dnia zaś sięgam po delikatne latte.

Serdecznie zachęcam do udziału w nowej akcji Kociej Mamy. Wiosna już przyszła, za moment tradycyjnie, jak co roku o tej porze, pojawią się małe kocie dzieci. Stawiając wirtualną kawę, mamy swój udział w zapewnieniu im mleka. Start życia zawsze jest ważny, więc łączmy siły, by właśnie o te niesamodzielne najbardziej się zatroszczyć.

Opublikowano w kategoriach: Łódź