Skutki uboczne edukacji

Konsekwentnie, z pasją, bez rutyny, systematycznie, z szeroką ofertą dla każdego poziomu i wieku – tak można w skrócie określić naszą aktywność na polu edukacyjnym. Przyjmujemy zaproszenia wszędzie, do placówek, gdzie kształcą się dzieci zdrowe ale i z niepełnosprawnościami.
Odrzucamy na bok własne emocje, chowamy uczucia za grubą skorupą, jak armia wykonujemy zadania i dopiero, gdy jesteśmy schowane w domu, odreagowujemy to, co nas danego dnia spotkało.

Z pozoru działanie jest czytelne, opisane kilkoma zasadami, ale jak się poskrobie głębiej znajdzie się jak zwykle drugie dno.

Placówki są różne, nie mam na uwadze ich wyglądu, zasobów, potencjału intelektualnego dzieci, społeczności rodziców, zaangażowania opiekunów, interesuje nas często sposób w jaki oni, ci nas zapraszający, postrzegają Fundację.

Internet, relacje zasłyszane od znajomych, wrogów bądź przyjaciół Fundacji, składają się na tak zwana opinię, ale zastanówmy się, czy faktycznie jest ona miarodajna i rzetelna?
Kształtują ją osoby dorosłe w zależności od tego, jaki miały kontakt faktyczny z Fundacją. Czasem powielają teksty przeczytane w internecie, a wiadomo, że skoro działamy na tak delikatnym gruncie jakim jest społeczność kociarzy, decyzje moje niekiedy a wręcz przeważnie, budzą kontrowersje. Generalnie boimy się nowinek, każdy woli iść starą, utartą drogą, mało kto ma w sobie dość odwagi, by porywać się na zmiany. Nie mam pretensji o to, że wolą działać według skostniałych stereotypów, irytuje mnie tylko ich obawa przed poznaniem nowych rozwiązań, rozwojem, nauką.
Osoby otrzymujące pomoc bądź wsparcie wychwalać nas będą pod niebiosa. Oszuści, kłamcy, intryganci oczywiście będą szerzyć wrogie opinie. To sytuacja w życiu normalna, skutek uboczny społecznej aktywności. Z obozem wrogo nastawionych ludzi nie ma sensu wchodzić w żadne spory czy polemiki. Oni, gdy storpedujemy ich głupie i niezasadne argumenty, z braku konkretów, pokażą nam język.

Zastanawia mnie, dlaczego rodzice, ciocie i wujkowie nie zapytają o opinię własnych dzieci? Przecież to z nimi prowadzimy zajęcia, im opowiadamy o kotach, dlaczego zatem nikt nie pokusi się o poznanie recenzji z najbardziej wiarygodnego źródła? Dzieci są szczere, ufne, do bólu prawdomówne, niekiedy nawet potrafią swoją bezpośredniością wywołać zakłopotanie i zmieszanie u dorosłych. Dlaczego nie zapytamy właśnie ich o wrażenia?

Nigdy nie napisałam złego słowa o placówkach, do których jesteśmy zapraszane. Nie komentuję miernej niekiedy zbiórki karmy, nie wyrażam niepochlebnej opinii o żadnej działającej na terenie Łodzi organizacji, nie nawołuję do bojkotu, do torpedowania działań. Uważam, że tyle jest jeszcze zadań przed nami, osobami pracującymi społecznie, by faktycznie zmienić światopogląd opiekunów i relacje ze zwierzakami, warto więc zająć się konkretami zamiast plotkami.

Pamiętam dość fajną sytuację, kiedyś, kilka lat temu, na zajęciach w łódzkiej, prywatnej, bardzo elitarnej szkole, pewien chłopiec wyraził zdziwienie:
– Pani jest miła, fajnie opowiada o kotach, rozdaje prezenty, a mój tata nie chciał bym przyniósł karmę, bo nie lubi pani Fundacji.
Zamurowało mnie, nauczycielkę, edukujące ze mną wolontariuszki. Swoim zwyczajem nie schowałam głowy w piasek, spokojnie zapytałam:
– A co robi Twój tata? Jak się nazywa?
– XVY – uczeń wypalił bez wahania, jest właścicielem lecznicy, kiedyś usłyszał opinię, że do niego to nawet pchły ze swoich kotów pani nie zaniesie!
– Cóż, faktycznie tak kiedyś powiedziałam. Pamiętam sytuację, która wywołała taką reakcję.
Nie kontynuowałam tematu, bo byłam tam w innym celu, nie mogłam pisnąć słowa, bo zrobiłabym chłopczykowi przykrość. Ładnie pracował, był aktywny, jak przystoi na dziecko weterynarza miał ogromną wiedzę i widać było autentyczną pasję, kiedy rozprawiał nie tylko o kotach. Mam nadzieję, że będzie lepszym lekarzem niż jego ojciec i kiedy dorośnie, może on będzie leczył moje bezdomne koty.

A na Mieszczańskiej było bardzo sympatycznie, zebrali kotom trochę karmy, ale samo spotkanie udane niezwykle. Po raz kolejny z ogromną przyjemnością pracowałam z ekipą najlepszych edukatorek. Solidne, z rzetelną wiedzą, z fantastycznym podejściem do dzieci.
Najważniejsza jest świadomość, że tym dzieciom nikt nie zepsuje smaku z radości bycia z nami, im w pamięci zapadną uśmiechnięte kocie mamy i ich super cudne pracujące koty.