słów kilka o kociej i ludzkiej ekipie

Prawie trzydzieści lat w branży powoduje, że pewne decyzje podejmuję odruchowo, wręcz automatycznie, nie tracąc czasu na przysłowiowe rozbijanie problemu na atomy. Jest sprawdzony schemat, krok po kroku, i tego scenariusza zawsze staramy się pilnować. Nie ma powodu szukać nowych rozwiązań, kiedy w tych prozaicznych interwencjach wypracowane metody sprawdzają się najlepiej. Eksperymenty, próby, nowe pomysły czy metody wprowadzamy w życie, kiedy spędzają nam sen z powiek przypadki, które są nietypowe, z uwagi na trudność diagnostyczną, rodzaj urazu czy konieczność przeprowadzenia skomplikowanego zabiegu. Wybierając ze zgłaszanych te najtrudniejsze, musimy mieć świadomość, że oprócz dobrego składu specjalistów, musimy mieć określony, wcale nie mały budżet, by nie przerwać interwencji w połowie drogi.

Od zawsze wyróżniałyśmy się z grona działających na terenie miasta. Nie mam na myśli tylko faktu, że jesteśmy najliczniejszą kocią organizacją. Wszystko nas odróżnia od innych. Pierwszy, najważniejszy czynnik: pracujemy w trybie rodziny. Wiadomo, w każdym domu za atmosferę, ład, porządek, odpowiada zawsze matka. U nas również panuje matriarchat, generalnie sterem, motorem, napędem są kobiety. Panowie, a jest ich mała grupa, pełnią rolę także ważną, bo są asystą podczas trudnych interwencji. I mając na każdym kluczowym stanowisku dziewczyny, nie występują takie sytuacje, jak awantury, walka o prym, forsowanie własnego pomysłu czy zdania, a przyświeca nam zespołowa, z reguły duetowa, praca w przyjaźni, sympatii, z ogromnym taktem, wyczuciem oraz szacunkiem. Nie kłócą się ze sobą, nie plotkują, nie oczerniają. Niejedna osoba się zdziwi, że tak można, a jednak w Kociej Mamie takie występują relacje.
Pomagają sobie wzajemnie, troszczą i największą atencją otaczają te wolontariuszki, które prowadzą różnego rodzaju domy tymczasowe.

Kolejny drobny punkcik wpisany na listę różnic, ale jakże znamienny, to fakt, że odbieramy zaniedbane i chore koty, które potem uczestniczą z nami na zajęciach z edukacji. Dlaczego poruszam ten temat? Ponieważ w Kociej Mamie wszystkie tematy wiążą się i plączą ze sobą. Największą atrakcją podczas spotkań są oczywiście koty. Wybór kandydata musi być szalenie przemyślany. Nie może to być introwertyk, ponieważ obcowanie z dużą ilością osób mu nieznanych może się odbić negatywnie na delikatnej psychice. Nie zabierzemy kota agresywnego, płochego czy tego, który ewidentnie ma problemy z relacyjnością czyli nie lubi dotyku, hałasu, działania zbyt wielu bodźców jednocześnie. Pamiętajmy, powodzenie projektu całkowicie sprowadza się do zachowania kota. W tym przypadku śmiem twierdzić, że to on dyktuje warunki i rozdaje karty, a my pracujemy pod jego dyktando. Swego czasu Ania, opiekująca się fanpejdżem, wpadła na pomysł, by przedstawić bliżej te koty, które z sukcesem pełnią rolę edukatorów. O tych, które odeszły z racji wieku, choroby czy zbiegu przykrych okoliczności, pisałam w stosownym czasie. Obecnie pragnę przybliżyć te mądrale, które wyrażają zgodę na wizyty w placówkach oświatowych. Tak, nie pomyliłam się.

Koty muszą w pełni zaakceptować nasz pomysł, w przeciwnym razie cała aktywność może okazać się jedną wielką porażką. Nigdy nie traktowaliśmy kotów przedmiotowo. Zawsze na stopie partnerstwa, ze świadomością, że nie muszą się godzić na żadne dziwne, dla nich niekorzystne, nasze pomysły. I tak, na zajęcia nie uczęszczają wiekowe koty. Nigdy mi do głowy nie przyszło zabrać 24-letnią Zośkę czy ponad 20-letnią Schedę. Są granice i bacznie ich strzegę, by ani na moment nie naruszyć dobrostanu zwierząt, przebywających pod naszą stałą, dożywotnią opieką.

Selekcja i wybór kandydatów odbywa się w najlepszym trybie, poprzez udział w spotkaniu. Jeśli kot jest ewidentnie zestresowany, źle znosi zamieszanie i nie chce podjąć współpracy, odwiedziny pierwsze są jego ostatnimi. Jako potencjalny kandydat zostaje zdyskwalifikowany. Piotr Paweł, kot Ady, uczestniczył tylko raz i raczej nie wykazał z tego powodu oczekiwanego entuzjazmu. Inaczej ma się kwestia z głuchą Bevin, ta kotka mimo ograniczenia, ufa szalenie swojej przyjaciółce i ze spokojem siedząc na bezpiecznych kolanach, przyjmuje dziecięce buziaki czy przytulaki. Śpiąca wiecznie w swojej torbie sfinksica Cobra, kompletnie nie zwraca uwagi na to, co się dookoła niej dzieje. Nie chodzi po klasie, nie ucieka, pozwala dzieciom sprawdzać, jakie to jest wrażenie, kiedy dotyka się kota o sierści przypominającej gorącego ślimaka. To jest niesłychane dla wszystkich doświadczenie i dotyczy nie tylko dzieci, gdy mogą się przekonać, jak inne jest futro, na przykład, sfinksa czy devona rexa, ragdolla, syberiana, od zwykłego kota dachowego.

Próbujemy wciąż z nowymi kotami, kierując się dobrem zwierząt, by nie przemęczać wciąż tych samych kotów. Jednak zespół kocich pracowników obecnie liczy stałe grono, do którego należą: Cobra, Bevin, Laluś, Ytek oraz Iwan.
Są to koty przewidywalne w zachowaniu i reakcjach na sytuacje i okoliczności, zachodzące podczas zajęć. Historię Iwana, Ytka i Lalusia przedstawiałam już, do prezentacji zostały mi Cobra i Bevin. Niebawem opowiem, jak to się stało, że trafiły pod skrzydła wolontariuszek, działających w Kociej Mamie.