Super akcja z wielkimi atrakcjami

Działo się to kilka miesięcy temu, jakoś latem, Paulina zlokalizowała siedzącą na rogu ruchliwych ulic kotkę. Chuda, szkielet i kości, wynędzniała skrajnie, taki koci obraz mieszanki przysłowiowej biedy z nędzą.


– Trzeba złapać, nie może tak tkwić narażona na niebezpieczeństwo – zarządziłam zdecydowanie – pies, człowiek, samochód, wszystko może się zdarzyć!
Akurat tej wolontariuszce nie trzeba dwa razy takich informacji powtarzać, skoro tylko otrzymała pozwolenie miałam świadomość, że nie uśnie spokojnie póki kotka nie zostanie przerzucona do Danuty.

Długo czekać nie musiałam i akcja ratownicza została podjęta i w zasadzie rozpoczęta, ponieważ samo odłowienie było początkiem walki o życie i zdrowie kotki.
Działania były typowe: najpierw kilka dni spokojnie siedziała w domu tymczasowym, spała, jadła furczała przy tym na wszystkich dookoła: psa, koty Danutowe stare, na buszujące maluchy.
Nikt poważnie nie odbierał jej fochów, tylko Paulina przerażona jej zachowaniem, co rusz zadawała mi dość trudne na ową chwilę pytanie: Co my z nią zrobimy? Jest stara, brzydka, chora, Danuta jej nie chce, bo ma już swoje no i te dwie starsze, mamkę czarną i szylkretkę, tamte są miłe i ewentualnie mogły by u niej zostać, a ta jędza tylko wszczyna awantury…
– Spokojnie, na razie w trakcie leczenia nie będę sobie psuła głowy, jak wybrnąć z tej sytuacji, na ulicę wrócić nie może, a nie po to ktoś ją wyrzucił, by teraz chciał szukać!
Kiedy już troszkę wróciła do siebie, pojechała na odrobaczenie, a potem na zabieg. I od tej chwili zaczęły się atrakcje. Najpierw po dość rozległym cięciu nie goiła się rana, więc wprowadzono antybiotyk, maść, witaminy.

Potem wpadła w apatię i przestała jeść, Danuta latała na zastrzyki i kroplówki.
Kiedy zaczęła ciężko oddychać ewidentnie z ogromnym kłopotem, prowadząca lekarka zaordynowała badania. Wykluło się kłębuszkowe zapalenie nerek, białkomocz i nadciśnienie. Tym razem sprawa była już prosta, wyniki pomogły określić kierunek leczenia. Kilka tygodni Justynka dobierała leki i ich dawki.
Koniczynka, bo tak ochrzciła ją Paulinka obecnie dzięki podawanym lekom i specjalistycznej karmie jest stabilna, nie ma ataków duszności, wrócił jej apetyt, ale raz w tygodniu konieczne jest wspomaganie poprzez nawadnianie.

Mam świadomość, że nikt się nie stawi po 12-letnią chorą wymagającą podawania codziennie leków kotkę, ale na szczęście w międzyczasie sytuacja w domu tymczasowym u Danuty uległa diametralnej zmianie. Obie kotki mamki wydałam do adopcji, odszedł za TM 19-letni prywatny kocur Jacek, została sama też wiekowa Ala, maluchy znajdują nowych opiekunów. Nawet nie musiałam prosić, sugerować czy w jakiś sposób skłaniać Danusię do decyzji, sama wysnuła wniosek, że Koniczynce najlepiej będzie pozostać pod troskliwymi skrzydłami Kociej Mamy.
Ta kotka do końca swoich dni będzie generować koszty, ale na taką okoliczność są przecież wirtualne adopcje oraz akcje pomocowe.
Wspólnymi siłami po raz kolejny zadbamy o kota!