Szefowa zespołu

Ten duet zrodził się naturalnie, nikt go nie planował, nie modelował, nie obmyślał. Tak się po prostu stało, jak tysiące innych działań w Fundacji. To akurat wina moich i Reni predyspozycji sprawiła, że na zajęciach z dziećmi czujemy się ryby w wodzie.


Wszystko samo się u nas nakręca, najważniejsze jest, by działanie miało sens, no i oczywiście sprawiało nam radość, dawało spełnienie i satysfakcję. Jak można czerpać zadowolenie z nie zawsze sprawnie przygotowanych lekcji? Że czasem zbiórka karmy poszła słabiej, że dzieci reagują zbyt głośno, a panie opiekunki zamiast współdziałać siedzą ze skrzywioną miną, bo nagle się okazuje, że pani w kociej bluzce większą cieszy się uwagą niż ta w eleganckiej garsonce. Stereotypy nadal pokutują w naszym społeczeństwie, a mnie i Renię opętał fajny chochlik, za sprawą którego mamy ogromną satysfakcję, kiedy swoim zachowaniem budzimy sensację jednocześnie osiągając zamierzony efekt.

Uczymy szczególnie pedagogów, że w życiu są wartości inne, liczą się oczywiście konwenanse, my też przestrzegamy panujących w danym społeczeństwie zasad, ale ludzi na dzień dobry nie można szufladkować, bo takie zachowanie gubi.

Szefowa zespołu edukacyjnego to ważna rola. Odnośnie prowadzenia zajęć – każda z dziewcząt zna swoje zadanie: Olga przeważnie opiekuje się kotami i robi zdjęcia, Ola maluje buzie i rozdaje prezenty, Ania z Darią dbają, by nas bezkolizyjnie przewieźć, ja z Renią, Moniką albo Anią opowiadamy dzieciom kocie opowieści. Ale jest jeszcze jedna ważna rola, zadanie bardzo trudne – opieka nad całym zespołem. Zawsze musi być ktoś, kto nad całością trzyma piecze, kto pokieruje do klas, kto opanuje chaos, kto zadba o koty i zażegna konflikt, ktoś taki kto umie szybko podjąć w danym momencie sensowną decyzję. Zazwyczaj ta rola przypadała w udziale mnie. Nawet jeśli bezpośrednio nie uczestniczyłam w zajęciach, czuwałam, byłam obok gotowa, by służyć wsparciem i pomocą. Koordynowałam, nadzorowałam, matkowałam. Dziewczyny czując sympatię i przyjaźń, spokojnie pracowały skupione na dzieciach i kotach.

Ta edukacja miała być wyjątkowa. Szkoła na Kuźnickiej spisała się fantastycznie zaskakując nas karmą przekazaną z okazji Dnia Kota. To był spontan. Nikt nie oczekiwał tego prezentu, tym radość była większa. Ponad 200 kg kociarze dla nas zebrali, byłyśmy obie w szoku ciesząc się jak małe dzieci: Renatka trzeba ładnie podziękować, zaproponuj pani Kamili zajęcia poza kolejnością, myślę, że taki rewanż będzie sympatyczny.

Termin został ustalony, zespół też.
„Planuj życie, a będziesz mieć atrakcje” jak mawiała moja babcia.
Najpierw okazało się, że mamy malutki problem z transportem, na szczęście z pomocą przyszła Weronika. Bagatela „tylko” 80 km do pokonania ma jej czerwona pszczółka, by nam towarzyszyć, ale świadoma sytuacji deklarowała udział w edukacji. Dyplomatycznie milczałam na temat swej kondycji, wierząc naiwnie, że choróbsko szybko minie. Mleko się wylało, kiedy po baner reklamowy przyszła Ania i widząc w jakim jestem stanie, oczywiście narobiła rabanu:
– Ty jeszcze długo nie jesteś w stanie prowadzić zajęć. Chyba, że zatrudnisz tłumacza, bo kto zrozumie co tam chrypisz? Dziewczyny sobie poradzą, mądre są, nie raz prowadziły edukację!
Tak na mnie nafurczała, że dla świętego spokoju nie oponowałam, zresztą wiedziałam, że ma rację.
– Dziewczyny mają tremę. – pisała Renatka. – Oprócz mnie żadna samodzielnie jeszcze nie prowadziła zajęć…
– Wiem, mam świadomość, jak mam Wam pomóc?

Wieczorem w niedzielę, dając im czas by okrzepły, by nabrały odwagi, napisałam im wspólną wiadomość:
„Witajcie kochane, przede wszystkim chciałam Wam podziękować, że popracujecie z Renatką. Słyszałam o obawach i tremie. Powiem tak, Renata w roli opiekuna zespołu edukacyjnego jest świetna, poprowadzi Was i doda otuchy. Ja ze swej strony chcę Wam powiedzieć, że wszystkie macie ogromną wiedzę, tylko jeszcze o tym nie wiecie. Nasze zajęcia mają to do siebie, że każde jest inne, nie ma sztampy ani rutyny, dlatego nikt nie będzie miał pretensji jak polecicie talentem, a macie o czym dzieciakom opowiadać. Olga, od lat obserwujesz jak mama leczy i pielęgnuje chore, jak oswaja dzikie, jak uczy flejtuchy czystości – to są dzieciaki ze szkoły taką wiedzę jeszcze lepiej przyswoją i się zaciekawią niż jakieś nudne dyrdymały. Werka, Ty miałaś okazję przeżyć niesamowite chwile, kiedy Baśka niańczyła małe, to piękne i niezapomniane momenty, byłaś na łapankach, znasz kocie zachowania, możesz to wykorzystać. Olga, masz wredną kotkę też może kilka słów o niej, dlaczego tak się paskuda zachowuje, resztę załatwią koty i prezenty i zobaczycie będzie pięknie trzymam kciuki!!!”

Napisałam co czułam, mówić nie bardzo mogłam, a nie chciałam, by czuły się opuszczone i same. Przeczytały, milczały. Potem pojawiły się słowa Weroniki:
– Pojęcia jeszcze nie mam jak, ale dam radę!
Uśmiechnęłam się, z tej mąki będzie dobry chleb!!!

Rano Ania, która przyszła im z pomocą wkleiła na mój profil zdjęcie, myślałam, że mi serce z dumy pęknie, kiedy patrzyłam na uśmiechnięte dumne oczy, które krzyczały do mnie:
– Zobacz jesteśmy gotowe, działamy!!!

I twarz Reni, ta głowa zadarta figlarnie i mina mówiąca „Improwizacja to moja specjalność”!!!