Tym razem żwirownia

Pandemia niestety zaburzyła dość mocno płaszczyzny aktywności, które stały się w pewnym stopniu naszą fundacyjną tradycją. Względy bezpieczeństwa wynikające z szalejącego wirusa oraz restrykcje urzędnicze uniemożliwiły organizację kolejnych 13 już urodzin Fundacji, ale i sesji nagrodowej, na którą to corocznie zapraszałam najaktywniejsze wolontariuszki wyróżniające się w pracy.


Nikt, rzecz jasna, nie narzekał ani nie wymuszał tej niecodziennej nagrody, ale od czasu do czasu padało zabarwione rozgoryczeniem stwierdzenie: my to tylko pracy i zadań mamy po kokardy, nawet nie przyszło nam posmakować, jak to jest na tych owianych sławą sesjach. Rozumiałam doskonale żal, smutek i przykrość, tym bardziej, że wiele młodych stażem wolontariuszek porządkowało fantastycznie te dziedziny, które przez ich poprzedniczki zostały bardzo mocno zaniedbane z zaległościami, których prostowanie zajęło nam bagatela niemal dwa lata.

Mam świadomość, że wszyscy zazdroszczą nam tej formy nagrodowej, nie dość, że wpadłam na niebanalny, niecodzienny i wyjątkowy pomysł, to za każdym razem wymyślamy z fotografką inny temat oraz niepowtarzalną miejscówkę. Schemat każdej sesji jest taki sam, Małgorzata wybiera plenery, aranżuje kostiumy, ja dbam o fryzury, Anetka robi świetny makijaż, a Emilka za plecami fotografki stoi z aparatem i łapie śmieszne sytuacje. Wspólnie przygotowujemy biesiadę, która kończy każdą sesję. Zmęczone, przepełnione pozytywnymi emocjami, z głowami pełnymi wrażeń, relaksujemy po ciężkiej pracy w roli modelek. W tym roku, kiedy dojrzałam do decyzji o organizowaniu sesji, najpierw skontaktowałam się z Małgorzatą, żeby określić choć w przybliżeniu datę wydarzenia. To zawsze jest nie lada sztuka sensownie ogarnąć składy tak, by każdego dnia dziewczyny obsługujące zawsze miały podobną ilość modelek. Logistyka to podstawa każdego spotkania, ilość modelek nie może być zbyt duża, bowiem trzeba pamiętać, że każda ma robione zdjęcia w minimum trzech stylizacjach, musi być czas na zmianę kostiumu, na poprawki makijażu, na wybranie pleneru adekwatnie do stroju. Pamiętać trzeba, że to nie tylko indywidualna nagroda, ale i wspólna zabawa, więc muszę tak dobrać zespoły, by dziewczyny razem fajnie się komponowały. Nie może być zbyt wyraźnych dysproporcji w wieku, wyglądzie i charakterze, bowiem kamera jest bezlitosna i wszystkie niuanse wychwyci i uwypukli bezlitośnie.
– Wiesz, że ja już nie uczestniczę w tego rodzaju projektach – rzuciła w rozmowie Małgorzata. – Wyjątek czynię dla tej twojej Kociej Mamy, mam dla was niesamowity sentyment i powiem szczerze, te nasze spotkania dodają mi też skrzydeł, ładują akumulatory waszą niesamowitą energią. Nie znam drugiej takiej społeczności, pod każdym względem jesteście wyjątkowe!
-Miło mi to słyszeć, ale wiesz i ja podzielę się drobnym spostrzeżeniem w formie rekompensaty – odpowiedziałam. – Kilka razy pracowałam przy sesjach z innymi fotografami, muszę stwierdzić, że jesteś z nich najlepsza, może mają i dobry sprzęt i warsztat, ale tylko na twoich obrazach widać piękno, wrażliwość i wyjątkowość moich wolontariuszek.

Z niemałym trudem udało mi się w końcu spiąć terminy, to była dosłownie i w przenośni przez kilka dni gorąca linia. Jak pasowało jednej, druga w tym czasie miała jakieś plany, prawie już żałowałam, że się podjęłam… też mi się zachciało, złościłam się sama na siebie!

Po ustaleniu dat, zapytałam Mai:
-Słuchaj, a czy nie zgodziłabyś się nas zaprosić na działeczkę? Planuję sesję.
Maja doskonale wiedziała z czym się wiąże moja prośba, ponieważ kilka lat temu już w takim projekcie uczestniczyła.
-Nie ma najmniejszego problemu, działka jest do waszej dyspozycji, ale uważam, że żwirownia nieopodal będzie o wiele fajniejszym plenerem.
Trzy dni pokonywałyśmy niezwykle trudną trasę karkołomną drogą w dół, by dotrzeć do księżycowych plenerów, to normalnie była atrakcja z cyklu: obóz przetrwania!
Kiedy Blanka nieśmiało zaprotestowała:
-Ale tam można dojechać, znam te tereny, bo po drugiej stornie żwirowni mieszkam…
Usłyszała moją ripostę:
-Wszystkie chodziły, to i tym razem tak będzie, żeby bardziej smakowało i było co wspominać!
Sesja była niesamowitą atrakcją nie tylko dla biorących pierwszy raz udział wolontariuszek, wiernie nam sekundowali panowie jeżdżący kładami i motorami, co rusz nam fundowali burzę piaskową.

Teraz czekamy grzecznie, ucząc się cierpliwości aż Małgorzata pokaże nam efekt swojej pracy. Emilka niestety otrzymała pilne fundacyjne zlecenia, więc też nie ma, kiedy usiąść do wybrania najpiękniejszych ujęć. Jak zwykle, tradycyjnie zacznie się szaleństwo publikowania zdjęć, kiedy wolontariuszki otrzymają swoje nagrody. Teraz każda żyje wspomnieniem fajnego spotkania, o takiej integracji inni mogą tylko pomarzyć!

Jestem bardzo szczęśliwa, że wszystko ładnie się udało, że tak jak w latach poprzednich oprócz nagrody mamy za sobą fajne fundacyjne wydarzenie.