Wolontariat konstruktywny

Pracy w fundacji jest dużo i związana jest ona nie tylko ze zwierzętami czy aktywnością dotyczącą edukacji. Dzieli się na dwie najważniejsze formy, obie wymagające odpowiedniego czasu, że o zaangażowaniu nie wspomnę przez grzeczność, a mianowicie tę intelektualną, koncepcyjną, związaną z planowaniem i logistyką oraz tę drugą, szalenie ważną, wymagającą zarówno nakładu czasu, jak i bezpośredniej wizyty w siedzibie.

Wolontariuszki, szczególnie te nieletnie, wykonują zadania, które w znacznej mierze pomagają mi skatalogować elementy, składające się na określone przestrzenie. Czasem segregują i układają karmę uzyskaną podczas zbiórek, które zawsze towarzyszą zajęciom edukacyjnym. Bywa, że układają gadżety wystawiane na bazarku, zwanym potocznie Pchlim Targiem, również segregują rzeczy otrzymane od darczyńców, robią zdjęcia, przygotowując tym samym materiał dla wolontariuszek, które wystawiają fanty. Koło zamknięte toczy się wolno, ale systematycznie, równo i sumiennie.

Wiktoria, Zuzia i Natalka zaglądają do mnie raz w tygodniu. Rozumiem młodość i prawa jakimi się kieruje, ale szczególnie młodociany wolontariat jest dla mnie największą radością. Nie muszą nakładać na siebie żadnych dodatkowych zobowiązań, a jednak ewidentnie przychodzenie do fundacji sprawia im niemałą radość. Mnie one zresztą też. Są miłe, inteligentne i w lot łapią moją intencję. Działanie z nimi sprawia wszystkim ogromnie dużo radości. Teraz dziewczyny dostały kolejne, mega odpowiedzialne zadanie, robimy porządki w kociej, domowej aptece. Nie jest to jakaś maleńka szuflada w komodzie, to cały regał w pracowniczej kuchni i 3 szuflady lodówki, które kryją czasem niedostępne na rynku leki, często trudne do uzyskania czy kupienia. Mamy interferon, surowicę kocią, cykloferon.  Nie sposób zliczyć i policzyć, ile tego skrywają szuflady szafek. Leki kupujemy dzięki uprzejmości znajomych w Niemczech, Ukrainie, Szwajcarii czy Czechach. Od zawsze gospodarność i zapobiegliwość dotyczyła także tematu leków. Działając w obszarze osesków i kotów kalekich, muszę mieć na stanie nie tylko mleko weterynaryjne i podkłady, ale także probiotyki oraz szczepionki od panleukopenii, grzybicy, czy białaczki. Koty trafiają  do lecznic na ocenę stanu zdrowia, ale żeby wesprzeć weterynarzy w ich koncepcji leczenia, muszę mieć w zapasie odpowiednie leki. Publiczną tajemnicą jest, że Kocia Mama posiada w swojej ofercie leki niekiedy bardzo reglamentowane. Dzieje się tak z prostej przyczyny, moje adopcyjne koty są wszędzie, zdrowe, chore, kalekie i kompletne, ich nowe rodziny doskonale wiedzą na jaką skalę i z jakim zacięciem każde istnienie ratujemy. Z szacunku do misji, do walki, aż do wyczerpania wszystkich metod i protokołów medycznych, nie mogąc inaczej pomóc, przekazują meldunki z aptek i hurtowni o dostępności ważnych dla kociaków leków. Wolontariuszki tym razem otrzymały zadanie uporządkowania leków, które różnymi kanałami zostały przekazane do fundacji. Wbrew pozorom jest to żmudne zadanie, ponieważ z uwagi na wiek, nie posiadają odpowiedniej wiedzy, więc wpisywały zastosowanie leku  po sprawdzeniu w internecie. Każdy produkt otrzymał właściwą winietkę: serce, żołądek, nerki, emocje- nerwy. Przy tej okazji przypominam wszystkim, którzy po długiej chorobie pożegnali swoich ukochanych przyjaciół, u nas nie ma restrykcji ani wybrzydzania, przyjmę wszystkie medykamenty, które w wyniku przykrych okoliczności stały się zbędne. Czasem bywa, że kilka tabletek, rzadko dostępnych, ratuje życie.

Porządek w kociej apteczce zaczyna się od segregacji i układania na półeczkach po to, żebym nie musiała w popłochu szukać właściwego leku w sytuacji kryzysowej. I tak, każdego dnia, wszyscy się staramy, żeby w Kociej Mamie nie było nieporządku i bałaganu.