Zuzia, historia niechcianej kotki

Dokładnie nie pamiętam już jak doszło do tego, że Zuzia stała się kolejną rezydentką w Kociej Mamie. Kiedyś z pewnością była kupiona za dość znaczną kwotę jako małe puchate dziecko mające za zadanie spełniać radość, a może nawet i przynosić dość znaczne pieniądze rodząc bajecznie piękne dzieci. Kiedy i w jakich okolicznościach poddana została sterylizacji nie mam bladego pojęcia.


Trafiła pod skrzydła fundacyjne w tempie błyskawicznym, ponieważ nigdy w podobnych sytuacjach, kiedy opiekun wchodzi do lecznicy z podjętą już decyzją o eutanazji, nie podejmuję negocjacji, bowiem wiem, że nie zdołam wyperswadować, a tylko pogorszę los kota, bo dla świętego spokoju, by nie wikłać się w dyskusję, wyjdzie z lecznicy i uda się do takiej, w której być może trafi na lekarza, który nie ma podobnych skrupułów.

Nic nie wiemy o poprzednim życiu Zuzi, tylko kilka przesłanek bardzo niejasnych do nas dotarło: że jest kłopotem i nie ma się nią kto zająć, więc rozwiązanie radykalne z uwagi na jej wiek, ponad 12 lat, będzie najlepsze.
O pomstę do nieba!
Moje prywatne maine conny mają po 16 lat i niestety oba są z tak zwanego odzysku, czyli odebrane z pseudohodowli. Leczę je adekwatnie do wieku, ciesząc się, kiedy stopuję chorobę dzięki stosowanym lekom i pomysłom lekarzy, a tu proszę, taka sytuacja. Śliczna, jeszcze nie tak mocno leciwa a w chwili, kiedy sprawia drobne kłopoty i wymaga określonych nakładów finansowych przestaje być kochana.

O takie koty jak Zuzia mało kto zawalczy, bo nie rokuje adopcyjnie, po wtóre jest dość leciwa i wymaga systematycznego leczenia nie tylko jelit, czyli diety dedykowanej i konieczności podawania leków, ale co jest znacznie kosztowniejsze, Zuzi trzeba zoperować oba tylne biodra by wreszcie mogła poruszać się bez bólu, a nie czołgać się jak foka.
Podjęłam tę walkę, dla kota, dla spokojności mojego sumienia, dla szacunku do przyświecającej nam idei, że dopóki możemy – ratujemy.

Zuzia została dobrze do operacji przygotowana, wykonany został komplet koniecznych badań, prześwietleń. Pierwszy etap ratowania jest za nami, kotka pomyślnie przeszła pierwszy zabieg amputacji szyjki i główki udowej. Teraz kolejny etap czyli rehabilitacja i nauka chodzenia na poprawionej łapce. Kiedy chirurg ortopeda położy ją znowu na stole, tego jeszcze nie wiem, ale już teraz troszczę się o pieniądze na zabieg.

Całość myślę, że zamknie się w kwocie 4000 zł.
Jeśli możecie – pomóżcie, Zuzia i tak zostaje na stałe w Kociej Mamie!