A miały być uśpione

Pewnego dnia otrzymałam wiadomość, że ktoś przywiózł do łódzkiego schroniska dwa kociaki dwutygodniowe, by je uśpić! Przyczyna? Jak zwykle nieludzko prozaiczna! Są chore na koci katar, grozi im ślepota, no i są niesamodzielne! Trzeba karmić butelką!
To była błyskawiczna akcja. W takim tempie, by nie dopuścić do przekazania maluchów, nigdy jeszcze wolontariuszki nie spieszyły z pomocą.


O tym, jakie są warunki i co się dzieje w naszym publicznym miejscu opieki nad wolnożyjącymi, krążą legendy. Nie będę powtarzała plotek, ale skoro mogłam maluszki ocalić, podjęłam interwencję.
Dwa okrutnie zakatarzone okruszki przewiezione zostały do kliniki Vet-Med i tam trafiły pod troskliwą opiekę zespołu medycznego. Nakarmione i zalekowane, były już bezpieczne.
Po kilku dniach, kiedy stan się ustabilizował, z rozpiską podawania leków trafiły do domu tymczasowego u Danuty, jednej z bardziej doświadczonych mamek kocich.
Kiedy osiągnęły wiek 6 tygodni, pojechały na pierwszą wizytę do okulisty, w celu wykonania specjalistycznych badań i określenia kierunku terapii, zmierzającej do ocalenia im oczu.
Wtedy zaczęła się żmudna misja opiekunki Convenii i Betamoxa. Okulista skrupulatnie rozpisał częstotliwość zakraplania oczu. Maluchy stały się samodzielne, więc odpadła czynność karmienia, ale za to doszedł inny obowiązek, polegający na systematycznym podawaniu przeróżnych specyfików.

Wszyscy wiemy, jak zachowują się koty, kiedy sytuacja wymaga ich leczenia. Rzadko chcą współpracować i spokojnie przyjmować leki, zawsze toczą swoje małe walki, próbując drapać, gryźć, wypluwają podawane tabletki.
Te kociaki zachowywały się dokładnie tak samo.
-Te małe czorty, jak tylko widzą, że biorę butelki z kroplami, momentalnie chowają się za kanapę- żaliła się opiekunka.
Na zabawie w kota i myszkę, na ćwiczeniu sprawności w łapaniu niesubordynowanych pacjentów, minęło kilka tygodni. Wszystkie czynności konsultowane były z prowadzącym okulistą, to on dawał zielone światło na rutynowe odrobaczenia, na szczepienie. Każda następna konsultacja była coraz bardziej optymistyczna.

– Betamox ma zdrowe obie gałki, można szykować go do adopcji- pewnego dnia Danuta usłyszała fajną nowinę. Natychmiast jednak miała wątpliwość: – To co, sama Convenia ma u mnie siedzieć? Przecież będzie jej smutno, starsze koty totalnie ją ignorują, zanudzi się!
-Dobrze, niech brat czeka, aż i ona pokona chorobę- uznałam rozsądne argumenty.
-W piątek jedziemy na konsultację, doktor prosił by przywieźć rodzeństwo. –zakomunikowała Danuta.
To była na szczęście trzecia, ostatnia konsultacja, oba maluchy doktor jeszcze raz skrupulatnie przebadał, szukając zmian czy zrostów.
-Wszystko ładnie się wyleczyło- cieszył się ogromnie- zmiany, obrzęki ustąpiły- dobrą poszliśmy drogą- solidarnie dzielił się z opiekunką zwycięstwem. Ładnie z jego strony, że docenił staranność pielęgniarską.
Można szukać im domów!
-Ale nas obowiązuje teraz zakaz- wyjaśniła Basia, tworząca Grupę Autek pełniąca rolę kuriera- adopcje są wstrzymane.
– Wiem, wiem – śmieje się doktor- u was wiele spraw toczy się przeważnie inaczej!
-No i co- zwrócił się do siedzących na stole maluchów- jaki piękny z was duet, a mogła wasza historia mieć kompletnie inne zakończenie, gdyby w porę Fundacja nie stanęła w obronie!
Gratuluje udanej akcji, życzę tylko takich Kociej Mamie!

Pakiet kotów antybiotykowych, Convenia i Betamox, może szukać sobie nowych opiekunów, moja rola już zakończona.
Dziękując za uratowanie ślipuchów, teraz ja wkraczam do akcji, teraz zaczyna się moja rola, polegająca na zebraniu funduszu, pomocnego w opłaceniu wszystkich związanych z tym leczeniem faktur. Jak zwykle tradycyjnie, nie zabiegałam o pomoc wcześniej, skupiona na ocaleniu maluszków. Teraz, kiedy wiem jakie koszty poniosłam, proszę moich hojnych sprzymierzeńców o wsparcie.

Mam świadomość, że każdy docenia te moje drobne ciche walki, kiedy nie grzmię w internecie, że jak nie otrzymam pieniędzy, to palcem nie skinę. To nie moja filozofia, nie mój sposób pracy.
Całkowity koszt walki o Convenię i Betamoxa, od chwili przyjęcia ich w październiku pod skrzydła Fundacji, zamknął się w kwocie dwóch tysięcy. Każda wpłacona złotówka pomoże ratować inne kocie dzieci, które w potrzebie zawsze bezbłędnie znajdują do mnie drogę.