Ambasadorzy Kociej Mamy

To spotkanie miałyśmy prowadzić we dwie. Żadna z nas nie była w szczytowej formie, czasem tak bywa. Permanentny, uciążliwy ból migrenowy zagłuszał myśli w głowie Renaty. Emocje kilku poprzednich dni tak mną targały, że nie umiałam się na niczym skupić. Komplet stanowiła Joanna, podrapana przez ukochanego kota.
Na szczęście Olga była tym razem w formie i widząc nasze chwilowe zamotanie, kontrolowała upływający czas i poszczególne etapy edukacji.

„Zaczynamy malować buziaki” oznajmiła patrząc na zegarek. „Renia, prezentuj kota, Iza, naszykuj proszę cukierki i linijki, Joanna rozdzieli wśród dzieci.”

„Boże, jak dobrze, że obdarzyłeś mnie tak mądrymi dziewczynami” nie wiem po raz który ja, ateistka, dziękowałam temu mitycznemu z góry.

Po pierwszej lekcji złapałyśmy właściwy rytm, wszystkie miałyśmy świadomość jak przede wszystkim dla organizatorki spotkania, Kasi, ta wizyta Kociej Mamy jest niezwykle ważna.

– Dzieci kochane, mam dla was jedno troszkę inne pytanie – weszłam w słowo Reni – Powiedzcie proszę kto to jest ambasador? Znacie takie słowo?

Zapanowała cisza. Młodziaki z klas trzecich i czwartych nerwowo szperały w szufladkach swego mózgu, przeglądając zebrane dotychczas wiadomości. Napięcie, zakłopotanie, pytające spojrzenia jakby mówiące: co ta pani wymyśla miało być przecież o kotach?

– Ambasador to taka osoba, która reprezentuje interesy innych. – powiedziałam. – Mamy swoich ambasadorów w innych państwach, oni działają w imieniu naszego kraju, ale też jest to określenie osoby, która działa na rzecz innych np. może być ktoś być ambasadorem dzieci, jakiejś misji społecznej ale też ruchu czy instytucji, dokładną i pełną formułkę poznać możecie odszukując to hasło w encyklopedii bądź internecie.
Widzę moi kochani, że macie maleńki problem z moim pytaniem, zatem troszeczkę wam ułatwię odpowiedź i odrobinę podpowiem. Pani Kasiu, zapraszam na środek!

Kompletnie zaskoczona, oszołomiona stanęła obok mnie.

– Zaczynamy – powiedziałam z uśmiechem zwracając się do dzieci – Czy znacie tę panią?
– To nasza pani Kasia!!!
– A co robi? Kto powie?
– Pracuje w świetlicy… Zna wszystkie dzieci…
– I co jeszcze? Jakie zwierzaki kocha najbardziej?
– Koty… Organizuje zbiórki karmy.
– Dobrze, bardzo dobrze, właściwą drogą idziecie w swoim rozumowaniu. No dzieciaki, co jeszcze takiego fajnego robi pani Kasia?
– Zaprasza do nas Kocią Mamę i kociaki!!!
– Bingo, wreszcie wiemy kto to jest ambasador i dlaczego zasługuje na takie właśnie określenie!

Mówiąc te słowa wręczyłam stosowne pamiątki: kalendarz i długopis z kociomaminą sentencją.

To spotkanie było typowe i wyjątkowe zarazem.
Typowe, bo przekazana została kolejna porcja kociej wiedzy.
Jadąc tam wiedziałyśmy, że skoro zaprasza nas Kasia, to wszystko dopięte będzie pod każdym względem pięknie: że nie będziemy się po szkole błąkać, że zbiórka karmy będzie konkretna, że logistycznie wszystko ładnie się ułoży i zepnie.
A laurka i kwiaty, to taki końcowy miły akcent.

Dla nas takie szkoły i społeczności są cenne. Nie tylko dodają zapału i stymulują pozytywnie, podnoszą na duchu i spychają na plan dalszy wszystkie przykrości, których doznajemy w ramach tej szczytnej, jakże potrzebnej edukacji.

Pani Kasiu w imieniu całej Kociej Mamy, zespołu edukatorek i swoim bardzo dziękuję za tak fajną, miłą i konstruktywną współpracę. Mam marzenie, żeby ta Wiosna dała nam więcej takich spotkań, bo podobno po Zimie, co niektórzy mają przemyślenia i refleksje, oby niektóre w małym stopniu dotyczyły też naszego edukacyjnego projektu!