Czasem rzeczywistość nas wyprzedza…

Mam świadomość, że w dobie szybkiego przepływu informacji, niusy pędzą równolegle z dziejącymi się wydarzeniami.  Jednak dla każdego, kto choć odrobinę zna specyfikę pracy i działania Kociej Mamy, nie jest tajemnicą, że u nas pewne informacje czasem z przyczyn niezależnych podawane są z lekkim poślizgiem.
Winę za to ponoszę ja, szefowa FKM .

Otóż w każdej interwencji z cyklu ratującej życie, procedura jest zawsze taka sama: najpierw łączymy siły, środki i pomysły, by opracować i wdrożyć plan ocalenia kota. Narada zwykle odbywa się między osobą przekazującą zwierzaka, mną i zespołem diagnostyków danej lecznicy.

Przy wiedzy, że najważniejsze jest dobro kota, pamiętając, że jest to praca w trybie wolontariatu, reportaże piszę dopiero po ustaleniu kwestii odnośnie sposobu leczenia, potem tekst trafia do korekty, by usunąć moje sławne literówki. Następnie Ania bądź Iza zamieszczają go stronie www.

Anna wybrane teksty z www publikuje na profilu fejsbukwym, który nie jest traktowany jako forma codziennej gazety.

Wiem, że i tym razem działamy kompletnie nietypowo, ale powtarzam raz jeszcze: dla mnie nie chwilowa sensacja jest ważna, zawsze skupiam się na działaniu na rzecz dobrostanu zwierząt. Ta zasada była od zawsze wiodącą i tak dalej będzie.