dziękując za wsparcie

Ostatnie tygodnie były dość ekscytujące emocjonalnie, ale nie dla nas. Na serię niczym nieuzasadnionych ataków, bardzo brzydkich wpisów, z pozoru anonimowych, a finalnie wyraźnie wskazujących naszą fundację, odpowiedziałam grzeczne serią artykułów, w ten sposób prostując oszczerstwa. Kocia Mama od lat stoi na stanowisku, że im więcej organizacji działa na rzecz zwierząt, tym bieda zostanie szybciej ogarnięta. Jaką filozofię, jaką ideę poszczególne formacje sobie wybiorą jako przewodnią jest wyłącznie ich pomysłem. Jednak wchodząc w przestrzeń pomagania nie wolno zacząć pracy od szkalowania. Jako szefowa bacznie pilnuję, by fundacja unikała wypowiadać się na tematy polityczne, religijne i etyczne. Jednak są sytuacje, kiedy muszę zabrać głos, szczególnie kiedy ktoś narusza nasze dobre imię. Każdy, kto z nami kiedykolwiek miał kontakt nie da sobie zmienić wizerunku o fundacji na podstawie pomówień i wyssanych z palca opowieści.
Ludzie czytają i reagują, ale na szczęście w naszym rodzaju wypowiedzi, czyli kulturalnie, inteligentnie, błyskotliwie i szalenie ciepło bez używania wulgaryzmów czy obelg.
Na hejt odpowiedzieli wzmożoną ilością adopcji, w ten sposób pokazują dobitnie komu ufają i pomagają.
Codziennie na skrzynkę przysyłają pozdrowienia, oczywiście oprócz słów wsparcia dołączają zdjęcia adoptowanych od nas kotów. Nie ma mocniejszego sposobu wyrażenia szacunku za to, czego dla tych futrzaków dokonujemy, ale i uznania dla codziennego wolontariatu.
Dystans do siebie, pokora, szacunek dla zwierząt i ludzi to podstawowe cechy, które powinny być dominujące szczególnie u lidera grupy. Obserwując zwierzęta uczymy się i wyciągamy wnioski. Patrząc nawet na nasze domowe stadko, doskonale widzimy jaka jest hierarchia i kto dominuje. Kiedy odszedł za TM Leon przywódca w gromadzie, naczelnikiem został Iwan, ale w domu, na podwórku rządy przejęła Zosia i to ona decyduje, które bezdomniaki mogą się swobodnie poruszać, a które nie są mile widzianymi. Eliminuje te, które wywołują burdy i awantury. Często wkraczam do akcji mając świadomość, że powodem trzepania sobie futer jest testosteron. Kiedy kocury zostają wykastrowane wiele konfliktów staje się tylko wspomnieniem i atmosfera znowu jest przyjazna, bez scysji i konfliktów, co z korzyścią przekłada się szczególnie dla tych wolnych, niesforniaków, które wybrały wolność, ale mają zapewnioną ciepłą budę i pełną miskę.
Dziękując za zaufanie, za poparcie, za sympatię, za wiarę w czystość i jasność intencji, obiecuję, że jako szefowa Kociej Mamy nadal będę ratować z Wolontariuszami koty, pomagać karmicielom, prowadzić interwencje, ale jeśli ktoś będzie celowo naruszał dobre imię, nie schowam się do mysiej dziury. Niech każdy pracuje jak chce, ale zachowując kulturę w promocji własnej organizacji.