edukacja na trzy zespoły

Za każdy sukces odpowiada wiedza, świadomość oraz właściwa, wyważona decyzja. Ustalając wizytę edukacyjną, muszę rozpatrzyć kilka kwestii, ale najważniejsza jest oczywiście ta, komu mam powierzyć rolę wiodącą, czyli edukatorki.

Spotkania w przeróżnych placówkach mają ten sam dokładnie scenariusz je poprzedzający: ustalamy datę, godzinę, ilość grup czy klas oraz tryb, w jakim je przeprowadzamy, czy łączymy klasy, czy też pracujemy równolegle. Opracowanie schematu eliminuje ewentualne kolizje. Motorem nadającym ton i rytm zawsze jest prowadząca. Rolę tę powierzam tym dziewczynom, które realizując zadanie, czują się dosłownie jak ryby w wodzie. Wiedza tematyczna nie ma najważniejszego przełożenia na końcowe wrażenia odbiorców.

Nigdy suche, nudne wykłady nie zostawiły w pamięci dobrego wspomnienia. Trzeba zrozumieć, z jakim spotykamy się odbiorcą oraz ile i jakich wiadomości jest zdolny właściwie przetworzyć. Cyfry, liczby, fakty są dobrą pomocą przy prelekcjach dedykowanych starszej młodzieży. Mają już ten poziom wyobraźni, który pozwala dobrze pojąć skalę. Kiedy na przykład w trakcie wykładu informujemy, iż fundacja zaopiekowała się ponad 150 kotami z Ukrainy, przedszkolakowi kompletnie nic ta liczba nie mówi, informacja w tym przypadku nie zachęca do dalszych pytań czy konkluzji, a jest czystą abstrakcją. Inaczej dzieje się w przypadku młodzieży. Po takim komunikacie zaczyna się dyskusja.

Padają pytania czysto taktyczne, logistyczne, porządkowe. Interesują się, jak to przebiegło praktycznie, w jakim czasie i zakresie prowadzone były interwencje oraz kto w nich fizycznie uczestniczył. Umiejętne nawiązanie do interwencji sprawia automatycznie, że spotkanie nabiera tempa, coś się dzieje, młodzież staje się aktywna.

Planując każdą wizytę, musimy bardzo uważnie oraz starannie ustalić, jakie poruszamy tematy, mam tu na myśli te wolontariuszki, które zaczynają dopiero swoją aktywność. Pamiętać musimy o jednej, najważniejszej kwestii, że to, co dla nas jest oczywiste, dla innych może być odkrywaniem Ameryki. Kociary, ale takie faktyczne, z krwi i kości, działają podświadomie, automatycznie, naturalnie. One nie muszą pewnych odruchów planować, są one następstwem sytuacji i okoliczności. Celem edukacji jest nie tylko przekazywanie weterynaryjnej wiedzy, kształtowanie świadomości, ale przede wszystkim propagowanie właściwych relacji z każdego rodzaju kotem.

Bardzo często słyszę pytanie, jakie kursy przechodziły wolontariuszki prowadzące zajęcia. Bawi mnie, ale pokazuje skalę naszej, nie tylko kociej, wiedzy, ale też umiejętności pedagogicznych, psychologicznych i dyplomatycznych.
Każde spotkanie jest inne, inna społeczność, przeróżne dzieci, podejście rodziców do zbiórki oraz komunikacja pracowników z fundacją.

W tym przedszkolu gościłyśmy lata temu, kiedy Kasia zaczynała swoją pracę w fundacji. Z edukatorki stała się także koordynatorką, co nie oznacza, że zarzuciła aktywność. Na całokształt oceny społeczności ma wpływ szalenie wiele czynników. Są kwestie ważne i ważniejsze, a błahe usterki nie mogą przekładać się na rzetelną opinię. Lubię tam wracać, oprócz upływających lat, nic się w zasadzie nie zmieniło. Ponownie dary musiałyśmy ładować w dwa ogromne auta, tradycyjnie aktywni byli wszyscy pracownicy, nosili koty, zgromadzone prezenty, witali nas, jak stare dobre znajome. Przy okazji toczyły się prywatne rozmowy, wymiana informacji, co się w naszym życiu zadziało, zmieniło, wydarzyło. Koty zawsze są tym tematem, który łączy, zbliża, zaciska więzi.

Spotkanie było dla wszystkich wielkim przeżyciem, ponieważ tym razem zawitały zjawiskowe koty. Przebojem z pewnością były takie piękności, jak Kobra rasy sfinks, devony rexy: bracia Filip i Ytek, ragdoll – maruda Laluś, ale chyba największe emocje wywołała podopieczna Natalii i Nadii, maleńka, karmiona butelką Nadzieja. Łaciata maleńka buszowała odważnie wśród dzieci, pod czujnym okiem Natalii.

Przekrój ras i charakterów, w powiązaniu z merytorycznym, adekwatnym do wieku przekazem, przełożyły się na znakomite spotkanie. Przy okazji mogłyśmy się pochwalić naszymi największymi, ale i najtrudniejszymi zadaniami, do których należy opieka nad maluszkami oseskowymi. Natalia z Nadią odchowały już niejedno maleństwo, więc ich opowieści o tym niezwykłym zadaniu aż kipią od emocji, które towarzyszą każdego dnia w niezłomnej walce o utrzymanie kociaków przy życiu. Nagroda zawsze jest trumfem Życia nad Śmiercią, a każde przekazanie takiego właśnie kota do nowego, stałego domu wiąże się z ogromnymi emocjami, nad którymi, mimo wielu lat, żadna z nas nie potrafi zapanować. Nikt, kto nie pełnił roli opiekunki żłobkowych kociaków, nawet nie jest w stanie wyobrazić sobie, jakie jest to wyzwanie, odpowiedzialność, determinacja, a o wszystkich emocjach, które niezależnie od nas biorą nad nami władzę, wiemy tylko my, kocie mamki.