niespodzianka

Rytm pracy w Kociej Mamie nadaje Natura. Cały rok w gotowości czekają domy tymczasowe na sygnał, jakie mają przyjąć koty. W zależności od doświadczenia i predyspozycji, w pogotowiu trwają wolontariuszki prowadzące żłobki, przedszkola i ochronki dla powypadkowych. Zdrowe, samodzielne kociaki korzystają z opieki zaprzyjaźnionych z fundacją osób lub po przyjęciu wędrują do okien życia. Jest to najprostszy sposób na rozsądną adopcję. Szybkość nie gwarantuje dobrego wyboru. Domy tymczasowe wyspecjalizowane są w przeprowadzaniu kwalifikacji adopcyjnych, współpracujące kliniki także.
Najbardziej trudne zadanie zawsze stoi przed mamkami, które karmią niesamodzielne oseski. To, że podejmujemy się walczyć, nie przekłada się nigdy na pożądany efekt. W ubiegłym roku do tabeli naszych wyników dołączyłam jeszcze jedną pozycję, a mianowicie ilość kociaków wychowanych z sukcesem na butelce. Niebagatelna liczba 30 maluszków pokazuje, że odwaga nie tylko dodaje skrzydeł w podejmowaniu wyzwań, ale nie przekłada się nijak na statystykę zliczającą Tęczowe Mosty. Pożegnań było tylko 13, co w przypadku fundacji skierowanej na bardzo trudne cele, nie jest liczbą dołującą, a wprost przeciwnie. Priorytety interwencyjne od początku ustaliłyśmy bardzo wysoko, otaczając opieką dwa rodzaje w sumie najtrudniejszych przypadków w kocim biznesie, niesamodzielne oseski i schorowane, stare koty, a także w różnym wieku, kwalifikujące się do skomplikowanych operacji kostnych.

Podnosimy koty, nie licząc w sumie na ciąg dalszy. Na hymny pochwalne, na ociekające lukrem podziękowania, na pełne patosu wpisy na forach. Ot taka jest codzienność w naszej fundacji, w takim trybie traktujemy zgłaszane koty.

Kiedy pewnego dnia Animal Patrol otrzymał komunikat, że na terenie MPO w Łodzi znaleziono dwa niesamodzielne kociaki, rutynowo podjął zgłoszenie, jednocześnie dzwoniąc do naszej wolontariuszki, by na wszelki wypadek przygotowała kocie mleko.
Zawsze istnieje bowiem założenie, że oseski zostawiła kotka, udając się na polowanie, a laicy, zamiast zostawić maluszki w spokoju, czynią nieprzemyślane kroki.
Niestety, na miejscu okazało się, że to nie pora na łowy, ponieważ żadna matka na ten czas nie ukrywa dzieci w jakieś marketowej torebce. Oczywistym było, że po raz kolejny ktoś wybrał taki sposób, by pozbyć się niechcianego miotu swojej wychodzącej kotki. Nigdy nie zrozumiem toku myślenia sprawców tych zdarzeń. Publiczną tajemnicą jest, że Kocia Mama kastruje i sterylizuje wszystkie, bezwzględnie, zgłaszane osobniki, wychodząc z założenia, że to jest najlepsza droga do walki z bezdomnością. Nie dopytuję, nie prowadzę selekcji negatywnej, nie dociekam. Ustalam tylko płeć delikwenta oraz ich ilość i wyznaczam konkretną klinikę, do której wędruje opiekun, mówiąc jedyne, skutecznie otwierające drzwi hasło: Kocia Mama. Oczywiście nie jestem naiwna, więc i lecznica otrzymuje wiadomość, która uwiarygadnia opiekuna.

Interwencja zakończyła się w domu tymczasowym, który prowadzi duet Natalia- Nadia.
Minęło kilka dni. Skupione na utrzymaniu maluszków przy życiu, obserwowałyśmy, co się dzieje na forach. Afera z maluszkami znalezionymi w kontenerze na śmieci stała się tematem numer jeden w całym mieście. Dla nas oczywista oczywistość, wręcz o tej porze stan normalny, u innych poruszyła bardzo mocno poziomy wrażliwości, empatii, a nawet złości i oburzenia. Mam świadomość, że takie zdarzenia przekładają się na emocje. One zawsze są skrajne, od uznania i podziwu dla ratowników, po ostry, radykalny hejt, skierowany wobec nieznanego sprawcy.
Byłam szalenie zdziwiona, kiedy skontaktowała się ze mną Aleksandra, pracująca w MPO. Znamy firmę, ponieważ od lat ich śmieciarki są nośnikiem reklamy, zachęcającej do wspierania fundacji 1,5% podatku.

Jeździły na nich nasze kalekie i chore koty. Pituś, Balbina, Kacperek i wiele innych. Teraz społeczność firmy, ujęta naszym zachowaniem, postanowiła okleić 2 śmieciarki jako podziękowanie za ocalone kociaki. Zaskoczył i ucieszył mnie ten prezent. Ruszyłam machinę fundacyjną czyli zobligowałam duet opiekunek do przygotowania Emilce materiału do pracy. Od lat opracowuje ona projekty graficzne śmieciarek, nie dlatego, że nie ceni firmowych grafików. Przyczyna jest kompletnie inna. My, kociary, jesteśmy odrobinę jak dzieci, lubimy słodkie, ckliwe, takie kojarzące się zawsze pozytywnie. Grafik, po właściwej szkole, pracuje według wyuczonych kanonów i schematów, my natomiast możemy opracować taki projekt, który nam przypada do serca, a nie można go w żaden profesjonalny szablon zaszufladkować. Oczywiście honorujemy konieczność umieszczenia logo, napisu, który jest również mottem czy przesłaniem, ale tylko tych aspektów trzymamy się na sztywno, wszystko inne jest bodźcem, który płynie od serca.
Przyjmując pod skrzydła, nie liczyłam na żadne profity, a już o takiej skali nawet nie śniłam.
Wszystko ładnie się spięło. Pogoda dopisywała, kwiatki zwiastujące wiosnę zakwitły, jak na życzenie, maluszki pozowały, jakby znały swoje, tego dnia wyjątkowe, zadanie, a Emilka błyskawicznie opracowała dwie fajne grafiki. Przez cały rok dzielnice miasta będą przemierzać wielkie śmieciarki, wskazując wszystkim sposób, żeby mogli uniknąć podobnego rozwiązania swojego problemu.

Zamiast do śmieci, zadzwoń i oddaj Kociej Mamie!

Opublikowano w kategoriach: Łódź