Hejnał i Syrena, czyli na ratunek dwóm małym grzdylkom

Tradycyjnie kocie sprawy omawiamy najczęściej rano albo późną nocą. Taki już mamy system wzajemnej pracy. Przy okazji zawiązał się nam fajny trójkącik: Magda z Żyrafy, Anna z Filemona i ja, szefowa tej mojej kochanej Kociej Mamy.

Znamy swoje rozkłady dnia, terminy wakacji, małych lub większych wyjazdów, zajęcia okołopracowe, pasje.

Tak się zadziało.
W końcu jesteśmy razem ponad 15 lat. Wiele zdarzeń za nami, w tym dobrych, złych, dramatycznych, czasem jednak komicznych. One wiążą, scalają, budują to, co dla innych niedostrzegalne, fundamenty fajnej relacji. Bez wielkich słów, bez patosu, bez obietnic. Ale przyjaźnie i szczerze.

Wtorek zaczął się jak zwykle od kawy, sprawdzenia poczty, przejrzenia pism.
Zaraz miały przybyć dziewczyny, bo akurat wypadał dzień weryfikacji klamotów, czyli kolejna próba zrobienia porządku w siedzibie. Kilka minut po 9 na łączach Magda:
– A co ty doktor taki poranny ptaszek, spać nie mogłaś?
– Hmm, czy Ty wiesz wszystko?
– Bo? – teraz ja byłam zdziwiona.
– No, nie mogłam, bo przez pół nocy coś się darło pod moim blokiem.
I wtedy ja usłyszałam w słuchawce to, o czym mówiła Magda.
– Magda, co to za hałas, co ty robisz temu kotu? Dlaczego ona tak się drze? Skąd masz małe?
– No właśnie… Zupełnie nie wiem, jakim cudem to małe wlazło pod auto. Mniej więcej od godziny 3 w nocy zaczął się koncert. Kocie darło się histerycznie na całą okolicę, kilka razy schodziłam, po którejś próbie złapałam, ale wiesz – przyznała się rozbrajająco – Ja nie mam w domu kontenera! Musiałam poprosić koleżankę o pomoc, bo inaczej nie dotarłabym do pracy!

Rozbroiła mnie do łez. Śmiałam się bez skrupułów.
– Okej doktor, bardzo rozsądnie, szczególnie, że w domu masz tylko trzy koty!!!
– I co teraz?
– Jak to co? Złapałaś to masz kota! Proste.
– Ale co ja z nim zrobię?
– Magda, jak łapałaś to mnie o poradę nie pytałaś – dalej udawałam Greka z całą premedytacją, wiedząc, że nocna eskapada wytrąciła ją z równowagi i zaburzyła lekko reakcję na mój dowcip. – Ciekawe, z takim przejęciem łapałaś, bo małe się darło, a nie zapomniałaś, że mieszkasz w bloku i obok mieszkają ludzie i jakoś dziwnie lamenty tego malucha nie zaburzają im snu! Ale trafiłaś mi się!!!
Na co usłyszałam:
– No a co miałam zrobić? Zmiękłam.
– Przywieź mi go, nie musisz dziękować!
– Ale sam będzie siedział?
– Magda, ja się zaraz wścieknę! Ja z nim posiedzę, może być? Skąd mam wyczarować mu towarzystwo?

Jakiś czas potem przyszła Renia, Iza i Alicja, opowiedziałam im już w formie anegdoty historię ratowania kota przez Magdę i najbardziej nas ubawiła wiara Magdy w moją cudowną moc sprawczą, mającą za cel wyczarowanie rodzeństwa sierotce.

Porządki jako takie zostały zrobione, dziewczyny pożegnały się świadome tego, że przy moim trybie pracy, żadne nakazy ani prośby nie będą spełnione i zaraz na nowo wprowadzę trudny do opanowania nieład.

Po południu przeczytałam informację: pani Dorota złapała kota, od trzech dni koczował w aucie, drze się niemiłosiernie na całą okolicę, siedzi teraz w klatce łapce, a pani obdzwania organizacje. Fundacja XXXXX mogła pomóc tylko ze sprzętem, ale odmówiła przyjęcia zwierzaka, mówiąc, że ma pod opieką ponad 50 zwierząt.
Uniosłam oczy ze zdziwienia. Skoro 50 kotów to szczyt możliwości, może i u nas wprowadzić nowe porządki np. przerwę wakacyjną, zakaz edukacji, limit przyjęć, ograniczenie w interwencjach?
Musiałam to przemyśleć!

Popatrzyłam uważnie na załączone zdjęcie i coś mnie tchnęło:
– Ania, a gdzie mały został złapany? Jaki rejon Łodzi?
– Nie pamiętam, najlepiej zadzwoń do pani i sama zapytaj. – odpowiedziała wolontariuszka.

Zadzwoniłam więc. Formułka jak zwykle:
– Dzień dobry, czy mogę chwilkę zająć? – wyczułam w głosie lekkie wahanie, więc szybko dodałam – Iza Milińska Fundacja Kocia Mama…
– Ależ proszę – odpowiada z radością pani po drugiej stronie słuchawki – Dziękuję, że pani dzwoni.
– Malucha zabiorę – zaznaczyłam na wstępie – Proszę zanotować adres i nazwę lecznicy.
W słuchawce zapadła cisza. Po chwili pani się zreflektowała:
– Ale jak? Dlaczego? Inni nie chcieli!
– Ale ja chcę, bo zdjęła mi pani nie lada kłopot z głowy – odparłam tajemniczo – Ten kotek dosłownie spadł mi jak z nieba jak cudowny prezent.  Ja mam jego pod opieką jego siostrę – dodałam potęgując zdumienie.
– Jak to? Nie wierzę – panią zamurowało.
Zaczęłam więc wyjaśniać:
– Zgadzała się przede wszystkim, okolica, gdzie prawie jednocześnie dwie nieznane sobie kociary złapały czarne w tym samym wieku kociaki, pod autami koczujące i drące się jak szalone.
– Mój siedzi w domu i tak okropnie wrzeszczy, że serce nieomal mi nie pęknie. – powiedziała pani.
– Drugie też nieźle daje – zapewniłam- Zaraz moja koleżanka jak nic straci słuch i klientów.
Tylko najodważniejsi zawitają do lecznicy.

Grzdyle pojechały do Filemona prawie w tym samym czasie, dzięki czemu panie ratowniczki miały przyjemność się poznać.

Wieczorem słuchałam relacji Anny: siedzą wtulone w siebie, grzecznie korzystają z kuwety, mają apetyt, ale tylko je rozłączysz, podnoszą alarm. Dlatego je ochrzciłam: Hejnał i Syrena!
One muszą iść razem do adopcji, bo wiesz, to faktycznie brat i siostra, tak samo pachną, oboje mają maleńki świerzb, zbyt dużo tych zbiegów okoliczności.

Kurczę z kim ja pracuję? Widzisz i pozwalasz? Jedna zaczyna dzień prośbą o brata, druga kończy wyczarowaniem wspólnej adopcji…

Trzeba mieć do tego dużo wyrozumiałości, tylko kto ma mi ją wyczarować?